Zbliżała się już dwunasta, więc jak na odpowiedzialnego pracownika przystało musiałam jechać do pracy. Pierwszy dzień, ugh... Wsiadłam więc do swojego srebrnego Audi i ruszyłam pod halę. Ale, jak to ja, musiałam się zawrócić na rondzie i jeszcze raz wrócić do swojego mieszkania, bo zapomniałam aparatu! No, proszę cię, serio?! -sama zganiam się w myślach. Parkuję pod budynkiem, w którym dane mi jest już pracować, ale tuż przed wyjściem biorę tabletki. Jak ja to nazywam - witaminki. Może trochę mijam się z prawdą (no dobra, nawet więcej niż trochę), ale tak mi jest po prostu łatwiej i nie muszę o tym ciągle myśleć. Wysiadam z samochodu i idę w stronę drzwi wejściowych. Mijam po drodze kilka znajomych twarzy, lecz oni patrzą na mnie z zaciekawieniem, gdyż nie wiedzą kim jestem. Niektórzy patrzą na mnie nawet z odrazą, bo pewnie biorą mnie za dziennikarkę. O, niedoczekanie! Staję pod drzwiami mojego nowego przełożonego, aby już ostatecznie podpisać umowę o pracę. Wszystko jest już uzgodnione, lecz brakuje jeszcze mojego podpisu. Podnoszę rękę w celu zapukania do drzwi, ale nagle napadają mnie wątpliwości. Myślę sobie - raz kozie śmierć. Jak nie teraz to już nigdy. Słyszę wydobywające się z pomieszczenia ciche "proszę" i wchodzę do środka. Za biurkiem siedzi około czterdziestopięcioletni mężczyzna, u którego widać już gdzieniegdzie siwy włos. Uśmiecha się do mnie. To dobry znak. Odwzajemniam uśmiech.
-Pani Ewa? -zagadnął mój szef.
-Tak. Dzień dobry. Miałam zgłosić się do pana jeszcze przed treningiem chłopaków, aby podpisać umowę.
-Tak, zgadza się. Proszę usiąść. To może przejdźmy od razu do konkretów. -podsuwa mi stos papierów, abym je przejrzała i podpisała. Jeszcze raz opowiada mi o warunkach mojej nowej pracy, a ja bez zbędnego zwlekania podpisuję wszystko jak leci. Trudno, najwyżej podpisałam wniosek o jakiś kredyt. Śmieję się w myślach z własnej głupoty, a na moją twarz wpełza znikomy uśmiech. Po wstępnym zapoznaniu się z sytuacją podajemy sobie dłonie życząc obopólnie dobrej współpracy. Prezes oferuje, że zaprowadzi mnie na halę na co ja ochoczo się zgadzam. Spacerując sobie spokojnie korytarzem pogrążamy się w miłej i jakże ciekawej dyskusji o siatkówce oraz grającym tutaj klubie. Tak zajęta rozmową nie zauważam grupki ludzi. A dokładnie trzech ponad normalnie wyrośniętych siatkarzy Lube. W tym pijącego Zaytseva... Zdążam jedynie zobaczyć, że nie zdołał mnie jeszcze zauważyć, a już w mojej głowie rodzi się plan nagłej ucieczki. Jedyne co mi przychodzi do głowy to schować się za plecami prezesa, ale zwracając uwagę na moją koordynację ruchową (a raczej jej brak) mam nikłe szanse. A całej tej sytuacji oliwy do ognia dolewa jeszcze sam przełożony: -Panowie, dobrze, że was widzę. Chciałbym wam przedstawić naszą nową panią fotograf. Oto pani Ewa Hajek. -i właśnie w tym momencie mam ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem, gdyż słysząc to Zaytsev opluwa pijącą wodą twarz i garnitur prezesa. Ma chłopaczyna szczęście, że to tylko kilka kropel... Szef jak gdyby nigdy nic wyciąga z kieszeni marynarki chusteczkę i wyciera swoje czoło, które dla przypadkowego widza wygląda jak najzwyczajniej spocone. Ale my wiedzieliśmy wszystko... Ja wraz z pozostałą dwójką siatkarzy wymieniamy między sobą rozbawione spojrzenia, a Zaytsev nie dość, że jeszcze jego nie przeprosił to w dodatku wygląda jakby ducha zobaczył. Zamknij buzię, bo ci muchy wlecą.
-Co ty tutaj robisz? -pyta ogromnie zaskoczony.
-Pracuję. Nie słyszałeś? -odpowiadam z kpiną w głosie. Lustrujemy się wzajemnie wzrokiem. No to ciekawe kto pierwszy odpuści.
-Polka? -zagadnął drugi siatkarz i przez to musiałam niechętnie przenieść wzrok na niego. Z tego co kojarzę jest to Bartek Kurek. Polak, ale od tego sezonu grający tutaj. Jak fajnie trafić tutaj swój na swego. Raczej swoja na swego... Nie ważne.
-Tak, zgadza się. -odpowiadam jak na kulturalnego człowieka przystało. -Przeprowadziłam się do Włoch jak miałam 11 lat. -ale dlaczego to już mu nie wyjaśniam.
-Cieszę się, że trafiam tu na kogoś z kim będę mógł normalnie porozmawiać, czyli po polsku. -posyła w moją stronę słodki uśmiech. -A tak w ogóle, Bartek jestem. -wyciąga swoją dłoń w moim kierunku, którą radośnie ściskam.
-Ewa. -odwzajemniam uśmiech. Przedstawia mi się również trzeci osobnik, niejaki Dragan Travica. Kurde, przystojny...
-To może już my zaprowadzimy panią na halę. -Dragan przedstawia swój pomysł dla prezesa, na który on kiwa głową. Ruszam razem w tamtym kierunku. Jest mi trochę niezręcznie przez obecność Zaytseva, no ale co zrobić. Staram się trzymać od niego jak najdalej, ale jest to trudne, bo on idzie po środku. Wolę bezpieczniejsze towarzystwo i przystaję przy Kurku. Trochę wyprzedzamy tamtą dwójkę i zaczynamy rozmowę już po polsku. Ja nie mam najmniejszego problemu operować dwoma językami, ale dla Bartka włoskim i owszem. W trakcie naszej rozmowy słyszę co któreś tam słowo z rozmowy rozgrywającego i atakującego: -Znacie się?
-Poniekąd. -i to byłoby na tyle, gdyż Bartuś właśnie otwiera przede mną drzwi i zachęcającym uśmiechem wprowadza mnie do środka. Widać jak już niektórzy rozgrzewają się na parkiecie, a reszta odbija piłki. Wzrok wszystkich tu zgromadzonych kieruje się na mnie, przez co czuję jak na moich policzkach wkradają się dwa rumieńce. Inicjatywę przejmuje Kurek i zapoznaje mnie ze wszystkimi a w tym i z trenerem Giulianim. Wszyscy raczej są mile zaskoczeni kobietą w drużynie. Dziwne byłoby gdyby się nie cieszyli, ale czort ich wie... Nagle całe gadanie jednych przez drugich przerywa głos Kovara: -A może pani fotograf opowie nam coś o sobie? -co spotyka się z aprobatą innych z mocno potakującymi głowami. Wypuszczam głośno powietrze z płuc.
-Jak już wiecie nazywam się Ewa Hajek. Z pochodzenia jestem Polką, a przeprowadziłam się do Włoch w wieku 11 lat. Od tamtej pory mieszkałam i uczyłam się w Mediolanie. Skończyłam tam studia fotograficzne, a los zechciał sprowadzić mnie aż tutaj. To chyba na tyle. Dziękuję. -lekko się kłaniam (dla żartu oczywiście, bo gdzież ja bym się przed jakimiś siatkarzykami kłaniała...). Zauważam na twarzach moich towarzyszy promienne uśmiechy i myślę sobie, że może nie być tak źle. Trener w końcu zarządza rozpoczęcie treningu na co ja w spokoju przygotowuję swój sprzęt do pracy. Chłopacy zaczynają od rozgrzewki, a następnie rozdzielają się na dwie drużyny i przeprowadzają między sobą sparing. Ja w tym czasie dzielnie każdego fotografuję, umieszczam na zdjęciach ciekawe sytuacje z boiska a także i z ławki trenerskiej. Miedzy drugim a trzecim setem chłopcy mają przerwę z czego i ja korzystam, w tym czasie mogę spokojnie usiąść sobie na wolnym miejscu, napić się i sprawdzić jak mi wyszły zdjęcia. Te, które uważam za nienadające się, od razu usuwam, a przy pozostałych tylko się uśmiecham, bo stwierdzam, iż odwaliłam kawał dobrej roboty. Niestety mój spokój zostaje zburzony, bo ktoś siada na krzesełko obok. A raczej się na nie rzuca. Boże, czy zawsze musi być to Zaytsev?! No i tym razem nie jest odwrotnie. Widzę jak mi się zaciekawiony przypatruję.
-Nie wiedziałem, że jesteś Polką. Twój akcent cię nie zdradza. -próbuje rozpocząć ze mną rozmowę.
-Nic o mnie nie wiesz, bo ci nic nie mówiłam. -staram się unikać jego wzroku i patrzeć na wszystko, tylko nie na niego.
-Może powiesz coś po polsku? Strasznie mnie on intryguje. -i w tej sytuacji widzę swoją szansę, bo i tak nie zrozumie tego co powiem. Na moją twarz wkrada się szatański uśmiech. Patrząc mu prosto w oczy i przesłodzonym głosikiem mówię po polsku:
-Zaytsev jest to nadęty buc, który cierpi na przerost własnego ego. Najchętniej bym mu je skróciła tuż poniżej pasa. -przechadzający się w pobliżu Kurek słysząc to parska śmiechem, podchodzi do mnie i przybija piątkę. Zaytsev nie rozumiejąc co powiedziałam, patrzy się na nas zaciekawiony na co oboje wybuchamy gromkim śmiechem. Bartek kuca tuż przy nas i opiera się rękoma o moje kolana. Bym mu je trzasnęła, ale mogą mu się jeszcze przydać.
-Brawo Ewa. Cudnie to ujęłaś. -odpowiada również po polsku siatkarz z numerem 16.
-O czym rozmawiacie? -pyta niewtajemniczony atakujący.
-Pochwaliłam twoją grę. -odpowiadam już jednak po włosku i puszczam oczko do Bartka, na co ten tylko rozbrajająco uśmiecha się i wstaje. Już zamierza iść na parkiet, ale ja go doganiam zostawiając samotnego Zaytseva na krzesełkach. Z dwojga złego wolę towarzystwo Kurka niż tamtego. Przyjmujący pyta się gdzie mieszkam, więc mu odpowiadam, że na osiedlu Via Santa Maria della Porta. Zaskakuje go to, gdyż twierdzi że on i Travica również mają tam swoje mieszkania. Okazuje się, że z Draganem mieszkamy w tym samym bloku a Kurek swoje lokum ma kilkanaście budynków dalej. Cieszy mnie to, że będę miała ich blisko siebie, natomiast jego smuci, bo wolałby być teraz na miejscu Travicy. Pocieszam go tylko uśmiechem, bo już musi lecieć na dalszy trening. Chłopcy dają z siebie wiele, a ja latam pomiędzy nimi z aparatem. Kurek zasłużył sobie na dzisiejszą sesję, więc robię mu więcej zdjęć niż reszcie. Gdy pallavolo* kończą dzisiejsze zmagania trener zwołuje wszystkich: -Panowie... I pani również.... -zapomniał jełop jeden. -Nastąpiła mała zmiana planów. Wiecie, że pojutrze gramy z Cuneo u nich, tak więc wyjazd był zaplanowany na jutrzejszy ranek. Niestety jednak został on przełożony już na dzisiejsze popołudnie. Także wyjeżdżamy dzisiaj o siedemnastej spod hali, zdążymy zajechać jeszcze na kolację. -reszta słów już do mnie nie docierała. Jak to? Ja z nimi? Sama? Z tymi przerośniętymi dziećmi? Z Zaytsevem na czele? Mamma mia!
*pallavolo - siatkarze
_____
Ten rozdział szedł mi z ogromnym oporem... Nie jestem z niego zadowolona. Może będzie lepiej następnym razem. Zobaczymy. Czekam na Wasze komentarze - to motywuje. :)
PS Polskaaa biało-czerwoni! :D
-Pani Ewa? -zagadnął mój szef.
-Tak. Dzień dobry. Miałam zgłosić się do pana jeszcze przed treningiem chłopaków, aby podpisać umowę.
-Tak, zgadza się. Proszę usiąść. To może przejdźmy od razu do konkretów. -podsuwa mi stos papierów, abym je przejrzała i podpisała. Jeszcze raz opowiada mi o warunkach mojej nowej pracy, a ja bez zbędnego zwlekania podpisuję wszystko jak leci. Trudno, najwyżej podpisałam wniosek o jakiś kredyt. Śmieję się w myślach z własnej głupoty, a na moją twarz wpełza znikomy uśmiech. Po wstępnym zapoznaniu się z sytuacją podajemy sobie dłonie życząc obopólnie dobrej współpracy. Prezes oferuje, że zaprowadzi mnie na halę na co ja ochoczo się zgadzam. Spacerując sobie spokojnie korytarzem pogrążamy się w miłej i jakże ciekawej dyskusji o siatkówce oraz grającym tutaj klubie. Tak zajęta rozmową nie zauważam grupki ludzi. A dokładnie trzech ponad normalnie wyrośniętych siatkarzy Lube. W tym pijącego Zaytseva... Zdążam jedynie zobaczyć, że nie zdołał mnie jeszcze zauważyć, a już w mojej głowie rodzi się plan nagłej ucieczki. Jedyne co mi przychodzi do głowy to schować się za plecami prezesa, ale zwracając uwagę na moją koordynację ruchową (a raczej jej brak) mam nikłe szanse. A całej tej sytuacji oliwy do ognia dolewa jeszcze sam przełożony: -Panowie, dobrze, że was widzę. Chciałbym wam przedstawić naszą nową panią fotograf. Oto pani Ewa Hajek. -i właśnie w tym momencie mam ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem, gdyż słysząc to Zaytsev opluwa pijącą wodą twarz i garnitur prezesa. Ma chłopaczyna szczęście, że to tylko kilka kropel... Szef jak gdyby nigdy nic wyciąga z kieszeni marynarki chusteczkę i wyciera swoje czoło, które dla przypadkowego widza wygląda jak najzwyczajniej spocone. Ale my wiedzieliśmy wszystko... Ja wraz z pozostałą dwójką siatkarzy wymieniamy między sobą rozbawione spojrzenia, a Zaytsev nie dość, że jeszcze jego nie przeprosił to w dodatku wygląda jakby ducha zobaczył. Zamknij buzię, bo ci muchy wlecą.
-Co ty tutaj robisz? -pyta ogromnie zaskoczony.
-Pracuję. Nie słyszałeś? -odpowiadam z kpiną w głosie. Lustrujemy się wzajemnie wzrokiem. No to ciekawe kto pierwszy odpuści.
-Polka? -zagadnął drugi siatkarz i przez to musiałam niechętnie przenieść wzrok na niego. Z tego co kojarzę jest to Bartek Kurek. Polak, ale od tego sezonu grający tutaj. Jak fajnie trafić tutaj swój na swego. Raczej swoja na swego... Nie ważne.
-Tak, zgadza się. -odpowiadam jak na kulturalnego człowieka przystało. -Przeprowadziłam się do Włoch jak miałam 11 lat. -ale dlaczego to już mu nie wyjaśniam.
-Cieszę się, że trafiam tu na kogoś z kim będę mógł normalnie porozmawiać, czyli po polsku. -posyła w moją stronę słodki uśmiech. -A tak w ogóle, Bartek jestem. -wyciąga swoją dłoń w moim kierunku, którą radośnie ściskam.
-Ewa. -odwzajemniam uśmiech. Przedstawia mi się również trzeci osobnik, niejaki Dragan Travica. Kurde, przystojny...
-To może już my zaprowadzimy panią na halę. -Dragan przedstawia swój pomysł dla prezesa, na który on kiwa głową. Ruszam razem w tamtym kierunku. Jest mi trochę niezręcznie przez obecność Zaytseva, no ale co zrobić. Staram się trzymać od niego jak najdalej, ale jest to trudne, bo on idzie po środku. Wolę bezpieczniejsze towarzystwo i przystaję przy Kurku. Trochę wyprzedzamy tamtą dwójkę i zaczynamy rozmowę już po polsku. Ja nie mam najmniejszego problemu operować dwoma językami, ale dla Bartka włoskim i owszem. W trakcie naszej rozmowy słyszę co któreś tam słowo z rozmowy rozgrywającego i atakującego: -Znacie się?
-Poniekąd. -i to byłoby na tyle, gdyż Bartuś właśnie otwiera przede mną drzwi i zachęcającym uśmiechem wprowadza mnie do środka. Widać jak już niektórzy rozgrzewają się na parkiecie, a reszta odbija piłki. Wzrok wszystkich tu zgromadzonych kieruje się na mnie, przez co czuję jak na moich policzkach wkradają się dwa rumieńce. Inicjatywę przejmuje Kurek i zapoznaje mnie ze wszystkimi a w tym i z trenerem Giulianim. Wszyscy raczej są mile zaskoczeni kobietą w drużynie. Dziwne byłoby gdyby się nie cieszyli, ale czort ich wie... Nagle całe gadanie jednych przez drugich przerywa głos Kovara: -A może pani fotograf opowie nam coś o sobie? -co spotyka się z aprobatą innych z mocno potakującymi głowami. Wypuszczam głośno powietrze z płuc.
-Jak już wiecie nazywam się Ewa Hajek. Z pochodzenia jestem Polką, a przeprowadziłam się do Włoch w wieku 11 lat. Od tamtej pory mieszkałam i uczyłam się w Mediolanie. Skończyłam tam studia fotograficzne, a los zechciał sprowadzić mnie aż tutaj. To chyba na tyle. Dziękuję. -lekko się kłaniam (dla żartu oczywiście, bo gdzież ja bym się przed jakimiś siatkarzykami kłaniała...). Zauważam na twarzach moich towarzyszy promienne uśmiechy i myślę sobie, że może nie być tak źle. Trener w końcu zarządza rozpoczęcie treningu na co ja w spokoju przygotowuję swój sprzęt do pracy. Chłopacy zaczynają od rozgrzewki, a następnie rozdzielają się na dwie drużyny i przeprowadzają między sobą sparing. Ja w tym czasie dzielnie każdego fotografuję, umieszczam na zdjęciach ciekawe sytuacje z boiska a także i z ławki trenerskiej. Miedzy drugim a trzecim setem chłopcy mają przerwę z czego i ja korzystam, w tym czasie mogę spokojnie usiąść sobie na wolnym miejscu, napić się i sprawdzić jak mi wyszły zdjęcia. Te, które uważam za nienadające się, od razu usuwam, a przy pozostałych tylko się uśmiecham, bo stwierdzam, iż odwaliłam kawał dobrej roboty. Niestety mój spokój zostaje zburzony, bo ktoś siada na krzesełko obok. A raczej się na nie rzuca. Boże, czy zawsze musi być to Zaytsev?! No i tym razem nie jest odwrotnie. Widzę jak mi się zaciekawiony przypatruję.
-Nie wiedziałem, że jesteś Polką. Twój akcent cię nie zdradza. -próbuje rozpocząć ze mną rozmowę.
-Nic o mnie nie wiesz, bo ci nic nie mówiłam. -staram się unikać jego wzroku i patrzeć na wszystko, tylko nie na niego.
-Może powiesz coś po polsku? Strasznie mnie on intryguje. -i w tej sytuacji widzę swoją szansę, bo i tak nie zrozumie tego co powiem. Na moją twarz wkrada się szatański uśmiech. Patrząc mu prosto w oczy i przesłodzonym głosikiem mówię po polsku:
-Zaytsev jest to nadęty buc, który cierpi na przerost własnego ego. Najchętniej bym mu je skróciła tuż poniżej pasa. -przechadzający się w pobliżu Kurek słysząc to parska śmiechem, podchodzi do mnie i przybija piątkę. Zaytsev nie rozumiejąc co powiedziałam, patrzy się na nas zaciekawiony na co oboje wybuchamy gromkim śmiechem. Bartek kuca tuż przy nas i opiera się rękoma o moje kolana. Bym mu je trzasnęła, ale mogą mu się jeszcze przydać.
-Brawo Ewa. Cudnie to ujęłaś. -odpowiada również po polsku siatkarz z numerem 16.
-O czym rozmawiacie? -pyta niewtajemniczony atakujący.
-Pochwaliłam twoją grę. -odpowiadam już jednak po włosku i puszczam oczko do Bartka, na co ten tylko rozbrajająco uśmiecha się i wstaje. Już zamierza iść na parkiet, ale ja go doganiam zostawiając samotnego Zaytseva na krzesełkach. Z dwojga złego wolę towarzystwo Kurka niż tamtego. Przyjmujący pyta się gdzie mieszkam, więc mu odpowiadam, że na osiedlu Via Santa Maria della Porta. Zaskakuje go to, gdyż twierdzi że on i Travica również mają tam swoje mieszkania. Okazuje się, że z Draganem mieszkamy w tym samym bloku a Kurek swoje lokum ma kilkanaście budynków dalej. Cieszy mnie to, że będę miała ich blisko siebie, natomiast jego smuci, bo wolałby być teraz na miejscu Travicy. Pocieszam go tylko uśmiechem, bo już musi lecieć na dalszy trening. Chłopcy dają z siebie wiele, a ja latam pomiędzy nimi z aparatem. Kurek zasłużył sobie na dzisiejszą sesję, więc robię mu więcej zdjęć niż reszcie. Gdy pallavolo* kończą dzisiejsze zmagania trener zwołuje wszystkich: -Panowie... I pani również.... -zapomniał jełop jeden. -Nastąpiła mała zmiana planów. Wiecie, że pojutrze gramy z Cuneo u nich, tak więc wyjazd był zaplanowany na jutrzejszy ranek. Niestety jednak został on przełożony już na dzisiejsze popołudnie. Także wyjeżdżamy dzisiaj o siedemnastej spod hali, zdążymy zajechać jeszcze na kolację. -reszta słów już do mnie nie docierała. Jak to? Ja z nimi? Sama? Z tymi przerośniętymi dziećmi? Z Zaytsevem na czele? Mamma mia!
*pallavolo - siatkarze
_____
Ten rozdział szedł mi z ogromnym oporem... Nie jestem z niego zadowolona. Może będzie lepiej następnym razem. Zobaczymy. Czekam na Wasze komentarze - to motywuje. :)
PS Polskaaa biało-czerwoni! :D
Rozdział ciekawy i zaskakujący ;) jednak spodziewałam się czegoś więcej.. może będzie to w następnych rozdziałach, a mianowicie chodzi mi o to, aby coś połączyło Ewę i Zaytseva, aby już nie była tak wrogo na niego nastawiona :) ale to Twoja opowieść, ja piszę tylko o tym, co chcialabym przeczytać ;) pozdrawiam i czekam na kolejne części :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam
OdpowiedzUsuńOn i Ona samoistne jednostki tak bardzo różniące się od siebie.
http://nawet-smierc-nas-nie-rozlaczy.blogspot.com/
Całuję Daja ;*
nie narzekaj, fajnie wyszedł ci ten rozdział. Ewa ma szczęście, że rozumie włoski, bo kto wie co zrobiłby Zaytsev. Jak ona się dobierze do Travicy to padnę ze śmiechu. Biedny Ivan :( Pozdrawiam i do następnego
OdpowiedzUsuńsuper rozdział. jestem ciekawa jak potoczą się dalej losy Evy i Zaytseva. Mam nadzieję ,że zmieni swoje nastawienie do niego. MOże jest o niego zazdrosna, czekam na kolejny.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy. :). Najbardziej podobał mi się ten fragment, kiedy na prośbę Ivana mówi po polsku - po prostu genialne ! :D.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny. :)
Pozdrawiam serdecznie ! :)
Przeczytałam wszystko i powiem ci szczerze, chcę więcej! :D Świetnie piszesz. :D W wolnej chwili, zapraszam do siebie :
OdpowiedzUsuńhttp://kazda-droga-wymaga-poswiecen.blogspot.com/ :)
szykuje się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale jak Ewa mówiła do Ivana po polsku to się śmiałam, ale to chyba normalne z mojej strony. Świetny rozdział, a ja czytam od początku. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń~Klaudia.