Miałam sen, może trochę dziwny, bo tak jakby deja vu. Ale nagle coś przywołuje mnie do rzeczywistości - jakieś szuranie i ciche: -Cholera. -odwracam głowę w tamtą stronę i doznaję niemałego szoku. Czyli to nie sen... Widzę krzątającego się po moim pokoju Zaytseva, który najprawdopodobniej nie może czegoś znaleźć. Chwilkę mu się przyglądam i bez zastanowieniu pytam: -Idziesz już? -Popatrzył na mnie trochę jak na kosmitę, ale na chwilkę zerknął na moje nagie ciało, które teraz jest zasłonięte tylko białym prześcieradłem. Pomyślałam sobie: no tak, idiotko. Po co niby ma tu dłużej zostawać skoro już wykonał swoją "misję".
-Tak, chyba będę się już zbierał. -widzę, że jest trochę zmieszany. A to nowość! Pierwszy casanova w Maceracie jest czymś zmieszany? Brawo, Ewa. Punkt dla Ciebie. Odwracając się do niego plecami szybko nałożyłam dół mojej wczorajszej bielizny rzuconej tuż przy łóżku i łapię króciutki satynowy szlafrok, aby choć trochę się nim okryć. Nie patrząc na niego udaję się do kuchni i nastawiam wodę szukając jednocześnie jakiś czystych kubków.
-Może chociaż napijesz się kawy? -pytam niespiesznie odwracając się w jego stronę, gdyż czułam na sobie jego wzrok. Stoi w drzwiach i jest chyba nieźle zdziwiony, że jakaś panienka po udanej nocy proponuje mu najzwyczajniejszą w świecie kawę. Chyba tylko pod wpływem szoku kiwa twierdząco głową, a ja swoją nakazuję mu usiąść na krześle przy kuchennym stole. Posłusznie robi to i dalej nie odwraca ode mnie wzroku. Zalewam zmielone ziarenka kawy wrzątkiem, stawiam przed jego nosem kubek z gorącą cieczą i zaczynam szperać w lodówce szukając czegokolwiek do jedzenia. Podczas mojej krzątaniny po kuchni panuje pomiędzy nami cisza. Ale mi ona nie przeszkadza. Staram się traktować go jak powietrze, jednak nachodzi mnie jakaś mała namiastka dobroduszności i kładę przed nim na stół talerz z kanapkami. -Zjedz to, bo nie będziesz miał siły, aby się odbić. -tym chyba jeszcze bardziej wzbudzam w nim niemały szok, bo patrzy się na mnie z ogromnym zdziwieniem w oczach i na twarzy. Upijam łyk swojej kawy i kierując się w stronę korytarza przystaję jednak w drzwiach zerkając na niego jedynie kątem oka i mówię: -Idę wziąć prysznic, a ty jak będziesz wychodził, proszę, zatrzaśnij za sobą drzwi. -Wychodzę z kuchni i idę do łazienki. Rozbieram się i odkręcam zimną wodę, która już spływa po moim ciele. Słyszę zatrzaskujące się drzwi od mieszkania. I teraz wiem, że dobrze zrobiłam. Tym razem...
Następnego ranka budzi mnie wiercenie w ścianie u sąsiadów. Mogliby chociaż wcześniej uprzedzić o remoncie! Wkładam na swoje bose stopy kapcie stojące przy łóżku i idę prosto do łazienki. Dzisiaj mój wielki dzień - debiut jako pani fotograf w Lube. Może mnie nie zaakceptują? Może będą mi uprzykrzać pracę? Na przykład taki Zaytsev. Na pewno rozpowie wszystkim, że wylądowaliśmy razem w łóżku. Jedna prosta zasada - nie myśleć co będzie. Z tym nastawieniem wychodzę z kabiny prysznicowej, wycieram się dokładnie ręcznikiem i lekko podsuszam włosy, aby moje loki mogły jako tak same się ułożyć. Idę do sypialni, aby naciągnąć na chwilę obecną byle co. Kieruję się do kuchni w celu przygotowania sobie śniadania. Już zalewam sobie płatki mlekiem, gdy słyszę dzwonek do drzwi. Może to ci głośni sąsiedzi chcą przeprosić za hałas? Jakie było moje zdziwienie, gdy za drzwiami stał ktoś inny. Właśnie teraz zaczęłam bluzgać na siebie w myślach, że czemu moje drzwi nie mają tak zwanego judasza. Za progiem stał Zaytsev... Z bukietem... Herbacianych róż... Czy ja jeszcze mu nie mówiłam, że nie cierpię kwiatów? Niby kiedy miałam mu to powiedzieć skoro wczoraj wypowiedział do mnie zaledwie kilka słów. Mimo iż krzywię się na jego widok i na to, co trzyma aktualnie w ręce, to otwieram szerzej drzwi i ręką zapraszam go do środka. Ten przekracza próg i staje naprzeciw mnie. Przyglądamy się sobie uważnie po czym on najzwyczajniej w świecie zaczyna się do mnie szczerzyć.
-Zapomniałeś o czymś wczoraj? Spokojnie, nie potrzeba dla mnie kwiatków, ja ci to po prostu oddam. -ten jednak dalej stoi tam gdzie stał i cieszy się z nie wiadomo czego.
-Niczego wczoraj nie zapomniałem. -teraz to wybił mnie z pantałyku. Więc skoro nic jego u mnie nie zostało to po jaką cholerę do mnie przychodzi? -Może to wydawać się dziwne, ale po prostu wczoraj zrobiło się mi miło. Nie zrobiłaś tego samego co reszta kobiet z którymi spałem. -słysząc to nie drgnęła mi nawet brewka, bo wiedziałam, że ja nie byłam pierwsza. Ani ostatnia. -Poczęstowałaś mnie kawą i przygotowałaś śniadanie. To samo w sobie jest miłe. -uśmiecha się już nie do mnie a na samo wspomnienie o wczorajszych wydarzeniach.
-Nie ma sprawy. -odpowiadam tylko tyle i z niewiedzy co mogę jeszcze zrobić zaczynam bujać się lekko na stopach w tył i w przód. Zawsze to robię. Cholera...
-W podzięce kupiłem tobie kwiaty. -mówiąc to wyciąga przed siebie rękę z bukiecikiem, ale ja nie robię najmniejszego ruchu w jego stronę.
-Nie lubię kwiatów. -walę prosto z mostu. Jestem w stanie dostrzec jak przez jego twarz na krótko przelatuje cień zaskoczenia zmieszanego ze smutkiem. -Weź je lepiej ze sobą, bo ja po prostu wywalę je do kosza. Daj je komuś innemu. -ten tylko kiwa głową zamyślony. Robi mi się go trochę żal. Dzisiaj... -Może napijesz się czegoś? Jakiegoś soku, kawy czy herbaty? -pytam, ale raczej tylko z grzeczności.
-Sok będzie w porządku. -widzę jak kącik jego ust lekko wędruje w górę. Odwracam się na pięcie i idę na kuchni. Gość podąża za mną. Siada na tym samym miejscu co wczoraj, kładzie kwiaty na stół. I znowu mi się przygląda. Teraz lustruje moje opalone nogi, bo zdążyłam nałożyć tylko zwykłe szorty. Staram się nie pokazać jak bardzo mnie to denerwuje i po prostu to ignoruję. Stawiam przed nim szklankę soku a sama siadam na blat mebli kuchennych, jak to ja mam już w zwyczaju, i zaczynam jeść swoje wcześniej przygotowane płatki.
-Może opowiesz mi coś o sobie? -wylatuje z pytaniem, na co ja zaczynam krztusić się własnym śniadaniem.
-Tu nie ma co opowiadać. -na chwilę spuszczam wzrok i grzebię łyżką w talerzu. -Za to ja wiem co nieco o tobie. -ten unosi swoją lewą brew na znak, że jest zainteresowany, ale mi nie przerywa. -Jesteś siatkarzem Lube, grasz na pozycji przyjmującego lub atakującego w koszulce z numerem 5 i jesteś jednym z lepszych włoskich siatkarzy, a może nawet i na świecie. Inni siatkarze tylko starają się przybliżyć do pewnego poziomu, który tak naprawdę przekroczyłeś tylko ty i na razie twoja dyspozycja nie spada, więc moje gratulacje.
-Skąd ty tyle o mnie wiesz? Interesujesz się siatkówką? -pyta lekko zaskoczony. Bo razem pracujemy, pomyślałam.
-Niekoniecznie. Raczej nie jestem jakimś tam wiernym kibicem jednej drużyny.
-Ale skoro tutaj mieszkasz to pewnie najbliżesz twojemu sercu jest Lube, prawda?
-Niekoniecznie. Dopiero się tutaj przeprowadziłam. -wróciłam, chciałam powiedzieć. -Wiesz co, Zaytsev? Nie chcę cię wyganiać, ale niestety troszkę się śpieszę. Do pracy. -mówię z udawaną nutką żalu w głosie.
-No jasne. Przepraszam, że zabieram ci twój czas. -wstaje z krzesła i rusza w stronę drzwi.
-Zaytsev! -krzyczę jeszcze za nim.
-Tak? -pyta z czymś takim dziwnym w głosie... Z nadzieją?
-Zabierz kwiaty. -pokazuję ręką zostawiony przez niego bukiet. Ten zabiera go i chcąc mnie wyminąć robi coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Staje zdecydowanie zbyt blisko mnie i całuje mnie w skroń... Patrzę na niego jak na wariata, a ten już wychodzi z mojego mieszkania i zbiega schodami na dwór. Zdążam jedynie podejść do okna i przez nie spojrzeć, a tamten już bajeruje jakąś inną laskę! Wręcza jej kwiaty, na to ona się uśmiecha, a on odchodzi do swojego samochodu. Idiota, no idiota...
_____
I kolejny rozdział rzucam Waszym ocenom... Proszę o szczere komentarze co do mojej historii i mojego stylu pisania. Poprawię się.Obiecuję. Zobaczymy w trakcie.
Macie może jakieś pomysły jak potoczą się dalsze losy głównej bohaterki? Czekam na Wasze komentarze - to motywuje. :)
PS Trzymamy jutro kciuki za naszych :D
-Tak, chyba będę się już zbierał. -widzę, że jest trochę zmieszany. A to nowość! Pierwszy casanova w Maceracie jest czymś zmieszany? Brawo, Ewa. Punkt dla Ciebie. Odwracając się do niego plecami szybko nałożyłam dół mojej wczorajszej bielizny rzuconej tuż przy łóżku i łapię króciutki satynowy szlafrok, aby choć trochę się nim okryć. Nie patrząc na niego udaję się do kuchni i nastawiam wodę szukając jednocześnie jakiś czystych kubków.
-Może chociaż napijesz się kawy? -pytam niespiesznie odwracając się w jego stronę, gdyż czułam na sobie jego wzrok. Stoi w drzwiach i jest chyba nieźle zdziwiony, że jakaś panienka po udanej nocy proponuje mu najzwyczajniejszą w świecie kawę. Chyba tylko pod wpływem szoku kiwa twierdząco głową, a ja swoją nakazuję mu usiąść na krześle przy kuchennym stole. Posłusznie robi to i dalej nie odwraca ode mnie wzroku. Zalewam zmielone ziarenka kawy wrzątkiem, stawiam przed jego nosem kubek z gorącą cieczą i zaczynam szperać w lodówce szukając czegokolwiek do jedzenia. Podczas mojej krzątaniny po kuchni panuje pomiędzy nami cisza. Ale mi ona nie przeszkadza. Staram się traktować go jak powietrze, jednak nachodzi mnie jakaś mała namiastka dobroduszności i kładę przed nim na stół talerz z kanapkami. -Zjedz to, bo nie będziesz miał siły, aby się odbić. -tym chyba jeszcze bardziej wzbudzam w nim niemały szok, bo patrzy się na mnie z ogromnym zdziwieniem w oczach i na twarzy. Upijam łyk swojej kawy i kierując się w stronę korytarza przystaję jednak w drzwiach zerkając na niego jedynie kątem oka i mówię: -Idę wziąć prysznic, a ty jak będziesz wychodził, proszę, zatrzaśnij za sobą drzwi. -Wychodzę z kuchni i idę do łazienki. Rozbieram się i odkręcam zimną wodę, która już spływa po moim ciele. Słyszę zatrzaskujące się drzwi od mieszkania. I teraz wiem, że dobrze zrobiłam. Tym razem...
Następnego ranka budzi mnie wiercenie w ścianie u sąsiadów. Mogliby chociaż wcześniej uprzedzić o remoncie! Wkładam na swoje bose stopy kapcie stojące przy łóżku i idę prosto do łazienki. Dzisiaj mój wielki dzień - debiut jako pani fotograf w Lube. Może mnie nie zaakceptują? Może będą mi uprzykrzać pracę? Na przykład taki Zaytsev. Na pewno rozpowie wszystkim, że wylądowaliśmy razem w łóżku. Jedna prosta zasada - nie myśleć co będzie. Z tym nastawieniem wychodzę z kabiny prysznicowej, wycieram się dokładnie ręcznikiem i lekko podsuszam włosy, aby moje loki mogły jako tak same się ułożyć. Idę do sypialni, aby naciągnąć na chwilę obecną byle co. Kieruję się do kuchni w celu przygotowania sobie śniadania. Już zalewam sobie płatki mlekiem, gdy słyszę dzwonek do drzwi. Może to ci głośni sąsiedzi chcą przeprosić za hałas? Jakie było moje zdziwienie, gdy za drzwiami stał ktoś inny. Właśnie teraz zaczęłam bluzgać na siebie w myślach, że czemu moje drzwi nie mają tak zwanego judasza. Za progiem stał Zaytsev... Z bukietem... Herbacianych róż... Czy ja jeszcze mu nie mówiłam, że nie cierpię kwiatów? Niby kiedy miałam mu to powiedzieć skoro wczoraj wypowiedział do mnie zaledwie kilka słów. Mimo iż krzywię się na jego widok i na to, co trzyma aktualnie w ręce, to otwieram szerzej drzwi i ręką zapraszam go do środka. Ten przekracza próg i staje naprzeciw mnie. Przyglądamy się sobie uważnie po czym on najzwyczajniej w świecie zaczyna się do mnie szczerzyć.
-Zapomniałeś o czymś wczoraj? Spokojnie, nie potrzeba dla mnie kwiatków, ja ci to po prostu oddam. -ten jednak dalej stoi tam gdzie stał i cieszy się z nie wiadomo czego.
-Niczego wczoraj nie zapomniałem. -teraz to wybił mnie z pantałyku. Więc skoro nic jego u mnie nie zostało to po jaką cholerę do mnie przychodzi? -Może to wydawać się dziwne, ale po prostu wczoraj zrobiło się mi miło. Nie zrobiłaś tego samego co reszta kobiet z którymi spałem. -słysząc to nie drgnęła mi nawet brewka, bo wiedziałam, że ja nie byłam pierwsza. Ani ostatnia. -Poczęstowałaś mnie kawą i przygotowałaś śniadanie. To samo w sobie jest miłe. -uśmiecha się już nie do mnie a na samo wspomnienie o wczorajszych wydarzeniach.
-Nie ma sprawy. -odpowiadam tylko tyle i z niewiedzy co mogę jeszcze zrobić zaczynam bujać się lekko na stopach w tył i w przód. Zawsze to robię. Cholera...
-W podzięce kupiłem tobie kwiaty. -mówiąc to wyciąga przed siebie rękę z bukiecikiem, ale ja nie robię najmniejszego ruchu w jego stronę.
-Nie lubię kwiatów. -walę prosto z mostu. Jestem w stanie dostrzec jak przez jego twarz na krótko przelatuje cień zaskoczenia zmieszanego ze smutkiem. -Weź je lepiej ze sobą, bo ja po prostu wywalę je do kosza. Daj je komuś innemu. -ten tylko kiwa głową zamyślony. Robi mi się go trochę żal. Dzisiaj... -Może napijesz się czegoś? Jakiegoś soku, kawy czy herbaty? -pytam, ale raczej tylko z grzeczności.
-Sok będzie w porządku. -widzę jak kącik jego ust lekko wędruje w górę. Odwracam się na pięcie i idę na kuchni. Gość podąża za mną. Siada na tym samym miejscu co wczoraj, kładzie kwiaty na stół. I znowu mi się przygląda. Teraz lustruje moje opalone nogi, bo zdążyłam nałożyć tylko zwykłe szorty. Staram się nie pokazać jak bardzo mnie to denerwuje i po prostu to ignoruję. Stawiam przed nim szklankę soku a sama siadam na blat mebli kuchennych, jak to ja mam już w zwyczaju, i zaczynam jeść swoje wcześniej przygotowane płatki.
-Może opowiesz mi coś o sobie? -wylatuje z pytaniem, na co ja zaczynam krztusić się własnym śniadaniem.
-Tu nie ma co opowiadać. -na chwilę spuszczam wzrok i grzebię łyżką w talerzu. -Za to ja wiem co nieco o tobie. -ten unosi swoją lewą brew na znak, że jest zainteresowany, ale mi nie przerywa. -Jesteś siatkarzem Lube, grasz na pozycji przyjmującego lub atakującego w koszulce z numerem 5 i jesteś jednym z lepszych włoskich siatkarzy, a może nawet i na świecie. Inni siatkarze tylko starają się przybliżyć do pewnego poziomu, który tak naprawdę przekroczyłeś tylko ty i na razie twoja dyspozycja nie spada, więc moje gratulacje.
-Skąd ty tyle o mnie wiesz? Interesujesz się siatkówką? -pyta lekko zaskoczony. Bo razem pracujemy, pomyślałam.
-Niekoniecznie. Raczej nie jestem jakimś tam wiernym kibicem jednej drużyny.
-Ale skoro tutaj mieszkasz to pewnie najbliżesz twojemu sercu jest Lube, prawda?
-Niekoniecznie. Dopiero się tutaj przeprowadziłam. -wróciłam, chciałam powiedzieć. -Wiesz co, Zaytsev? Nie chcę cię wyganiać, ale niestety troszkę się śpieszę. Do pracy. -mówię z udawaną nutką żalu w głosie.
-No jasne. Przepraszam, że zabieram ci twój czas. -wstaje z krzesła i rusza w stronę drzwi.
-Zaytsev! -krzyczę jeszcze za nim.
-Tak? -pyta z czymś takim dziwnym w głosie... Z nadzieją?
-Zabierz kwiaty. -pokazuję ręką zostawiony przez niego bukiet. Ten zabiera go i chcąc mnie wyminąć robi coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Staje zdecydowanie zbyt blisko mnie i całuje mnie w skroń... Patrzę na niego jak na wariata, a ten już wychodzi z mojego mieszkania i zbiega schodami na dwór. Zdążam jedynie podejść do okna i przez nie spojrzeć, a tamten już bajeruje jakąś inną laskę! Wręcza jej kwiaty, na to ona się uśmiecha, a on odchodzi do swojego samochodu. Idiota, no idiota...
_____
I kolejny rozdział rzucam Waszym ocenom... Proszę o szczere komentarze co do mojej historii i mojego stylu pisania. Poprawię się.
Macie może jakieś pomysły jak potoczą się dalsze losy głównej bohaterki? Czekam na Wasze komentarze - to motywuje. :)
PS Trzymamy jutro kciuki za naszych :D
super rozdział. wydaję mi się ,że Ewe i Zaytsevewa może coś połączyć po tej nocy. Wydaję mi się ,że chyba jest trochę o niego zazdrosna ,gdy zobaczyła jak daje kwiaty innej dziewczynie. czekam na następny rozdział .pozdrawiam http://siatkowka-milosc-nadzieja-przyjazn.blog.pl/
OdpowiedzUsuńUwielbiam to! <3 masz dziewczyno talent :) kiedy następny rozdział? Czekam niecierpliwie ;)
OdpowiedzUsuńA dziękuję bardzo, dziękuję :D No i właśnie o taką motywację mi chodzi - od razu chce się pisać ;) Postaram się dodać jutro nowy rozdział. Przepraszam, że nie dzisiaj, ale Nasi grają, sama rozumiesz :D
Usuńrozumiem, rozumiem :D na to też niecierpliwie czekam ^^
OdpowiedzUsuńnie wiecz czy to sprawka Eda Sheerana w moich słuchawkach czy rozdział naprawdę jest tak genialny, ale strasznie mi sie podoba. Co ten pan Zaytsev wymyśla? Zaochał się od pierwszego... tutaj nie dokończę z grzeczności :p jestem ciekawa jego reakcji jak zobaczy swoją nową zdobycz w klubie. Podejrzewam, że będę się śmiała jak głupia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na nowości na zagraj-ze-mna.blogspot.com oraz na wirtualny-zart.blogspot.com
Dzięki Tobie przez cały dzień mam banan na twarzy :D Czy zakochał się to tego jeszcze nie wiemy. Długo zastanawiałam się czy tworzyć bloga z tą historią, gdyż tak naprawdę wymyśliłam ją w dwa dni. A raczej w dwie noce przed snem. I stwierdziłam, że jeżeli nie wyrzucę jej na coś (np. na takiego bloga) to będzie mnie ona strasznie męczyć. I jak na razie nie żałuję. Rozdziały będę wrzucała raczej wieczorami, bo mnie akurat wtedy wena łapie :) Z chęcią zajrzę do Ciebie :D
UsuńPozdrawiam :)
u mnie nowy rozdział. zapraszam ;)http://siatkowka-milosc-nadzieja-przyjazn.blog.pl/
OdpowiedzUsuńCześć :)
OdpowiedzUsuńProsiłaś, abym powiadamiała cię o nowych rozdziałów na moim blogu i to właśnie robię: http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com - zapraszam na 15 :)
P.S. W zakładce "Informowani" chyba podałaś zły adres, bo ciągle nie chciało mi się otwierać. Jak możesz to sprawdź i jak coś - zmień, to będzie mi łatwiej powiadamiać. Dziękuję :*
Prosze dodawaj częsciej rozdziały ,ponieważ to jest takie ciekawe :)
OdpowiedzUsuń"mendo ruska " moje słowa ♥ Ewciak
OdpowiedzUsuńProsze dodawaj częściej rozdziały :* Bo ja ju z ciekawości umieram :)
OdpowiedzUsuńJak się nazywa tak piosenka co była na początku i ją teraz usunęłaś i zastąpiłaś ta ? :)
OdpowiedzUsuńLinkin Park - Leave out all the rest. :)
Usuń