25 lipca 2014

Jacy ci ludzie są naiwni...

Budzę się w nieswoim łóżku. Jestem trochę zdezorientowana, gdyż nie wiem co ja tutaj robię. Ale nagle wspomnienia z dnia poprzedniego powracają: jestem fotografem Lube, jesteśmy zakwaterowani w hotelu w oczekiwaniu na mecz z Cuneo, mam wspaniałych przyjaciół i jednego typka, który ostatnio zaczął odwalać. A propos niego, odwracam z niechęcią głowę w lewo i widzę jeszcze śpiącego Zaytseva. Jego klatka piersiowa unosi się miarowo, a ja w tym czasie mu się przypatruję. Wiem, że raczej nie powinnam, ale to na chwilę obecną jest silniejsze ode mnie. Jego rozczochrane włosy i dwudniowy zarost dodają mu pewnego rodzaju uroku, któremu ciężko jest się przeciwstawić. Zagryzam dolną wargę, aby nie poddać się pokusie i nie zatracić się w chwili zapomnienia. Muszę być twarda, tak jak wczoraj. Dla nas wyjdzie to jak najlepiej. Ja nie zostanę skrzywdzona, a i on się nie rozczaruje. Bezszelestnie wychodzę spod kołdry i kieruję się w stronę łazienki, w której wykonuję swój poranny rytuał. W ubiorze stawiam na wygodę, gdyż czeka nas dzisiaj jeszcze jeden trening i popołudniu mecz. Muszę jeszcze niezauważona jakoś przemknąć się na stołówkę, ale mi to niestety się nie udaję, bo gdy tylko otwieram drzwi od łazienki widzę jak Ivan siedzi na łóżku. Widać, że jest jeszcze mocno zaspany, ale gdy tylko mnie zauważa momentalnie się prostuje i nie spuszcza ze mnie wzroku. Unoszę jedną brew w geście, że jednak mi się to nie podoba i ruszam w stronę drzwi.
-Idziesz już na śniadanie? -przerywa mi moją czynność. Ja bardzo powoli odwracam się w jego stronę, bo jednak wypadałoby chociaż odpowiedzieć.
-Tak. -potwierdzam jego przypuszczenia kiwnięciem głowy. -Za dwie godziny macie trening, więc tobie radzę również się spieszyć. -mówię do niego bez krzty jakiegokolwiek wyższego uczucia i ponownie zaczynam iść w stronę drzwi.
-Ewa... -o, nie... Wiem co zaraz się zacznie. Muszę już stąd iść, muszę już stąd wyjść! Przyspieszam kroku. -Możemy porozmawiać? -wiem, że próbuje mnie zatrzymać, ale ja udaję, że go wcale nie słyszę i wychodzę. Odchodzę parę metrów i z bezsilności zatrzymuję się, podchodzę do ściany i w geście rezygnacji opieram o nią głowę. Nie wiem, ile już tam jestem. W pewnym momencie czuję na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Powoli odwracam głowę w tamtą stronę z nadzieją, że jednak nie jest to mój współlokator. Jakąż czuję ulgę, gdy koło siebie widzę Bartka. Zauważam, że patrzy na mnie z troską w oczach.
-Ewa, wszystko w porządku? -jak może być w porządku?! -krzyczę desperacko we własnych myślach.
-Jasne. -przywdziewam na twarz kłamliwy uśmiech numer jeden. Wiem, że i tak mi nie wierzy, ale zbyt dużo mnie kosztuje przyznanie się do prawdy. Lecz po chwili spuszczam głowę. Jest to zbyt przytłaczające. A on przyciąga mnie do siebie i mocno przytula, dając w ten sposób choć namiastkę bezpieczeństwa. Choć na moment. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna. Wtulam się w niego jeszcze bardziej, a on gładzi moje plecy, abym się uspokoiła. Z tego wszystkiego najzwyczajniej w świecie chce mi się płakać. Już mi łza kręci się w oku, gdy ten unosi mój podbródek, abym mogła na niego spojrzeć. Na początku przypatruje się mi bez słowa, ale w końcu mówi z przekonaniem w głosie, i nie tyle, żebym w to sama uwierzyła, ale żebym mu zaufała.
-Nie warto. -patrzę się w jego oczy, bo chcę zrozumieć. Zrozumieć skąd bierze aż taką pewność, pragnę poznać jej źródło. Jestem chyba trochę otumaniona tym wszystkim, tymi myślami, ale daję radę jeszcze pokiwać głową na potwierdzenie. Nastawia swoje ramię, abym mogła go za nie chwycić i robię to. Ruszamy na stołówkę. Wiem, że ma to głębszy sens. Pokazuje mi w ten sposób, że chce mi pomóc. Przez cały posiłek nie porusza już tej kwestii. Stara się robić wszystko, abym choć na moment zapomniała. Zagaduje mnie, rozśmiesza, wciąga do rozmowy z innymi siatkarzami. I mu się udaje... Pod koniec śniadania mam już uśmiech na twarzy. Wydawał mi się tak odległy, a przez jedną osobę, i po której się tego w ogóle nie spodziewałam, jestem wyrwana od męczących myśli. Gdy już kończę jeść wstaję od stolika, odnoszę tacę, ale powracam jeszcze w tamte miejsce. Nie siadam na swoje krzesło, ale tak jak wczoraj podchodzę od tyłu do siedzącego jeszcze Bartka i przytulam się do jego pleców. Widać, że jest trochę zaskoczony. Na dodatek całuję go w policzek i szepczę cicho:
-Dziękuję. -spogląda na mnie i przypatruje się mojej twarzy.
-Za co? -pyta się jeszcze, choć doskonale wie o co chodzi. Posyłam mu spojrzenie, które mówi w zabawny sposób, aby nie robił z siebie głupka. Rzucam w jego stronę uśmiech i wychodzę z pomieszczenia. Jestem absolutnie przekonana, że oczy całej sali były zwrócone na nas, bo nikt przecież nie spodziewał się, że mnie i Bartka coś łączy. W zasadzie to jeszcze nic nie łączy. Mówiąc "jeszcze" miałam na myśli tylko przyjaźń. Jakoś nigdy nie miałam szczęścia do facetów, więc wolę teraz nie ryzykować. Idę do swojego pokoju i kładę się na łóżku z laptopem i moim aparatem. Postanawiam poprzerzucać trochę zdjęć, bo może mi zabraknąć pamięci na ich robienie w trakcie meczu. Przezorny zawsze ubezpieczony. Po kilku minutach słyszę pukanie do drzwi. Więc przynajmniej wiem, że nie jest to Ivan. Odpowiadam ciche "proszę" i w pokoju pojawia się najpierw głowa Jiri'a, który pyta czy może wejść. Kiwam twierdząco głową i pojawia się cała reszta jego osoby. Bez pytania kładzie się na miejsce Ivana i krzyżuje ręce za swoją głową. Od razu w mojej głowie wyskakuje czerwona lampka, która oznacza, że coś jest nie tak.
-Co jest? -pytam prosto z mostu. Nie chcę, aby dłużej się tym zadręczał. Bądź co bądź trochę go lubię. Niby nie miałam jeszcze okazji spędzić z nim więcej czasu, ale wydaje mi się, że to sympatyczny chłopak. On marszy tylko brwi, jakby bił się z myślami. Przewracam się na bok, aby być skierowana przodem do niego. Patrzę na niego z zachętą w oczach.
-Potrzebuję twojej rady. -widzę, że ciężko mu się jest przełamać. Czyli jest to coś poważnego. -Jesteś kobietą, więc chciałbym się dowiedzieć co ty o tym myślisz. Potem pewnie pogadam jeszcze z naszą "ciotką dobrą radą" Draganem, ale zależy mi na twojej opinii.
-Słucham cię uważnie. -mówię do niego, aby pokazać mu swoje zainteresowanie i jednocześnie, aby nie wystraszyć. Mija dłuższa chwila, a on nie spuszcza wzroku z sufitu.
-Moja dziewczyna jest w ciąży. -wyraz jego twarzy w ogóle się nie zmienia, więc nie wiem czy się cieszy, czy nie. Przecież on zostanie ojcem! Raczej powinien się cieszyć, a tu nic. Czyli coś jest nie w porządku.
-Ale? -próbuję wyciągnąć z niego cokolwiek, bo na razie to nic nie wiem. I jak mam mu w tym pomóc?
-Ale nie ze mną. -odpowiada ze stoickim spokojem. A, no to jednak nie zostanie. O mamuniu... Gwałtownie siadam w pozycji wyprostowanej. On również siada i opiera się dłońmi na kolanach. Nie wiem, co mam w tej chwili mu powiedzieć, więc po prostu się do niego przytulam. Nie odrzuca mnie, a nawet sam się we mnie wtula. Głaszczę go po głowie, aby pokazać, że nie jest z tym wszystkim sam. Ależ to dziwne... Pół godziny temu sama potrzebowałam pocieszenia, a teraz to ja jestem w roli pocieszyciela. O ironio...
-Mam być miła czy szczera? -pytam się go otwarcie, bo nie wiem, czy oczekuje ode mnie potwierdzenia tego, co już sam zaplanował, czy po prostu nie wie, co z tym zrobić.
-Z chęcią posłucham co mi powiesz i tak, i tak. -prawy kącik jego ust nieznacznie unosi się ku górze, ale nie jestem w stanie określić czy jest to cień uśmiechu, czy zwykły grymas.
-Chyba nie jestem odpowiednią osobą na udzielanie tego typu rad. Jestem kompletnym przeciwieństwem tego, co raczej powinno się robić. -marszczę nos myśląc o swojej sytuacji.
-Oj nie marudź.- przewraca oczami, ale lekko się uśmiecha. Teraz jest mu pewnie lepiej z myślą, że nawet jeśli podejmie złą decyzję to przynajmniej nie będzie sam.
-Jak już mam być szczera to muszę powiedzieć, aby spadała na bambus. Jak tylko ją spotkam to już ja się nią zajmę... -mówię z bojową miną całkowicie pewna swojego pomysłu. Na twarzy Jiri'a pojawia się duży uśmiech, który jest w tej chwili skierowany tylko dla mnie. A mi robi się jakoś lżej na sercu. Udało mi się go pocieszyć. I z tego co widzę, to on już jakoś nadzwyczajnie się tym nie przejmuje. -A jeżeli mam być miła to radzę, abyś z nią szczerze porozmawiał. Abyś powiedział jej, co czujesz w tej sytuacji i musisz sam w spokoju się nad tym wszystkim zastanowić. W końcu musisz podjąć jakąś decyzję.
-Wczoraj pół wieczoru mi się tłumaczyła i płakała jednocześnie. Przykro mi było słuchać jej płaczu, ale płakała nie przeze mnie, lecz tylko i wyłącznie przez swoje czyny. -na chwilę zamyśla się, a ja już wiem, że właśnie w tym momencie układa mu się wszystko w głowie i pomału zaczyna podejmować decyzję. Zuch chłopak!
-Musisz sam zdecydować, czy chcesz wejść dwa razy do tej samej rzeki. -kładę swoją rękę na jego splecione dłonie. Zaplatam swoje palce wokół jego, bo chcę mu w ten sposób pokazać, że może na mnie liczyć. I że bez względu na to, co wybierze, ja i tak będę stała po jego stronie. Chyba właśnie to do niego dociera. Siedzimy przez moment w ciszy i przyglądamy się naszym splecionym dłoniom. Do pokoju wpada Ivan, który staje w drzwiach jak wryty, gdy widzi nas razem. Jego wzrok szybko wędruje na nasze ręce. Widząc to unosi brew w geście zdziwienia, ale nie komentuje tego.
-Nie będę wam przeszkadzał. -mówi to i szybkim krokiem idzie do łazienki, do której po chwili wchodzi. Mój wzrok jest utkwiony w drzwiach, gdzie tamten właśnie zniknął. Dochodzę do wniosku, że nie chcę, aby tak wyglądały nasze stosunki. Chcę, aby wyglądały tak jak przed naszym pocałunkiem.
-A jak tam sprawa pomiędzy wami? -przerywa mi chwilę rozmyślań Jiri. Wzrokiem podążam na jego twarz. I kompletnie nie wiem, co odpowiedzieć, bo najzwyczajniej w świecie sama tego nie ogarniam.
-Nie ma żadnych "nas". -odpowiadam mu w zasadzie zgodnie z prawdą. Ten tylko kręci głową
 na znak, że tego nie rozumie.
-W takim razie skoro nie Ivan to jest ktoś inny? -pyta się mnie zaciekawiony, ale nie ponagla. Ja lekko spuszczam wzrok i przygryzam dolną wargę.
-A jednak! -wykrzykuje uradowany z tego, że zgadł. Przynajmniej mu się humor poprawił... -To jest ktoś stąd? -konspiracyjnie unosi brew ku górze. Przez chwilę waham się, czy mu się zwierzyć, ale w sumie on już to zrobił w stosunku do mnie. Więc kiwam potakująco głową. -Czy przypadkiem nie jest to Bartek? -normalnie strzelił jak nie powiem co... Wybucham śmiechem słysząc jego sugestię. On tylko się dziwi, co jest w tym takiego zabawnego.
-A idź ty, głupku. -mój śmiech słychać pewnie na całym korytarzu, więc już na pewno w naszej łazience. Więc czemu on jeszcze nie wychodzi?
-Cicho, jeszcze nie skończyłem zgadywać. -wykonuje pozę myśliciela. Muszę przyznać, że bardzo zabawny człowiek z naszego Kovara. Na mojej twarzy gości teraz bardzo duży uśmiech. Ale to wszystko jego wina! -A może to ja ci się podobam? -klaszcze w dłonie na znak, że jest to przednia myśl i najprawdopodobniej zgadł. Na co ja tylko rozkładam ręce.
-Mylisz się mój drogi. -odpowiadam, a ten na żarty smutnieje. -Ale i tak ciebie kocham najbardziej. -wyciągam rękę w jego stronę i głaszczę jego policzek. Oczywiście robię to ze śmiechem, aby zrozumiał moją aluzję, że to tylko zabawa. On w tym czasie dumnie wypina pierś i zachowuje się jakby co najmniej dostał Oskara. Przekomiczny człowiek. Za cholerę nie rozumiem jego dziewczyny. Teraz to już chyba byłej... Nie odpuszcza i dalej stara się rozgryźć tę nurtującą rzecz. Wymienia praktycznie prawie wszystkich, ale ja za każdym razem zaprzeczam ruchem głowy. Nie wymienił tylko najważniejszego... -Ej, dobra już, starczy! Zaraz zaczniesz jeszcze wymieniać trenerów i sztab. -wystawiam w jego stronę język. Już mam zamiar sama go w tym wyręczyć i wyjawić mu rozwiązanie, gdy ten mało co nie podskakuje.
-Tobie podoba się Dragan! -wykrzykuje mało co nie zachłystając się powietrzem. I w tym momencie słyszę ciche stuknięcie zamykanych drzwi. Łazienki... On to słyszał. On to wszystko słyszał... Patrzy się na mnie w taki sposób, jakby nie mógł w to uwierzyć. Jego twarz wyrażała ogromne zdumienie. Skoro zdziwiło to nawet Jiri'a, to co dopiero jego. Nie spuszczamy z siebie wzroku i staramy się wyczytać coś z naszych twarzy. Lecz po chwili on się opamiętuje i pomału wychodzi z pokoju. Wygląda to tak jakby go wmurowało, a on ostatkiem silnej woli zmusza swoje nogi do przejścia tych paru metrów, aby nie być już ze mną w jednym pokoju. Gdy wychodzi mój wzrok jest utkwiony w drzwiach wyjściowych. Mija dłuższa chwila, gdy Kovar decyduje się jednak do mnie odezwać. -Ale on też nie jest ci obojętny. -kieruję wzrok na niego i wyczytuję w jego oczach, że to niestety prawda. Dopiero teraz sobie to uświadamiam. Ale przecież było już tak pięknie... Spuszczam głowę. Sama już się w tym wszystkim pogubiłam.
-Masz może ochotę na spacer? -pytam się go jak gdyby nigdy nic unosząc głowę. Jiri jest trochę zaskoczony moją propozycją, ale ochoczo zgadza się. Idziemy na tę samą plażę, na której byłam wczoraj. Czas biegnie zadziwiająco szybko podczas naszej rozmowy i wygłupów. W końcu przypominam sobie dlaczego on tak w ogóle do mnie przyszedł. -Postanowiłeś już coś w związku z twoją dziewczyną? -pytam się go trochę z ciekawości, ale staram się go tym nie spłoszyć.
-Zacytuję tutaj kogoś: "niech spada na bambus". -i wybucha śmiechem. Ja również do niego dołączam. Ogromnie cieszę się ogólnie z jego szczęścia. I to nawet moja zasługa! Przez to, że tak dobrze się bawiliśmy spóźniamy się pół godziny... na trening. Gdy wpadamy biegiem na halę nie możemy wyrównać naszego oddechu. Swoim zachowaniem zwracamy uwagę każdego siatkarza i całego sztabu. W tym trenera... Zaczyna wydzierać się na biednego Jiri'a. W zasadzie to mu się nie dziwię, bo przecież popołudniu mają ważny mecz, a on jest jednym z czołowych graczy. Już mam wtrącić się, że to moja wina, ale zauważywszy to Kovar ucisza mnie ręką, abym jednak się nie odzywała, bo jeszcze i mi się dostanie. Giuliani kończy długi wykład dotyczący punktualności, a po nim kieruje na mnie swój gniewny wzrok. Udaje mi się zrobić minę niewiniątka, ale uświadamiam sobie, że przecież on nic mi nie może zrobić, bo mam innego przełożonego. I takim oto sposobem Jiri dostaje dodatkowo dziesięć kółek wokół hali, a mi uchodzi na sucho. Mogę w końcu zająć się fotografowaniem. Bo to moja praca i za to mi płacą! Wszystko byłoby pięknie i cudownie, gdybym w pewnym momencie zachowała ostrożność. W zasadzie to nie ja! Podczas gdy ja przeglądam na aparacie właśnie zrobione zdjęcia, bardzo mocno uderzona piłka ląduje na moim sprzęcie. I już po chwili mogę go oglądać całego rozwalonego na kawałki i rozsypanego na podłodze. Patrzę się na to cała zdębiała. Wokół panuje całkowita cisza. Przykucam pomału przy szczątkach mojego aparatu i szukam najważniejszego. Karta! Jest! Nawet nie uszkodzona. Dziękuję Bogu w duchu, że chociaż to ocalało, ale już po chwili gwałtownie wstaję i z mordem w oczach szukam winowajcy. Każdy mi się przypatruje i jest ciekawy, co teraz zrobię, ale tylko jedna twarz jest blada jak ściana.
-KUREK, TY IDIOTO! -wrzeszczę na niego, a ten robi się jeszcze bledszy. Podchodzę do niego ciskając wzrokiem pioruny w jego stronę, wyciągam oskarżycielsko palec wskazujący i mówię soczystą wiązankę słów w jego kierunku. Stoi przede mną cały skruszony, ale na mnie to nie działa. W końcu ktoś łapie mnie od tyłu za ramiona i próbuje odciągnąć od biednego Bartka. Odwracam głowę w kierunku tamtego osobnika, ale ma ten ktoś szczęście. Powiecie "czemu?". Bo jest Draganem. Daję się jakoś ugłaskać i trochę spuszczam z tonu. Pytam się trenera, czy jestem tu jeszcze potrzebna, bo nie mogę już pracować, a on pozwala mi odejść. Zabierając ze sobą kartę pamięci wychodzę, wcześniej przechodząc koło mojego aparatu. A raczej tego, co z niego zostało... Przed halą stwierdzam, że wypadałoby się uspokoić, więc liczę do dziesięciu. Potem drugi raz, ale w połowie nie wytrzymuję i znowu idę zła jak osa. Wracam do pokoju i kładę się na łóżko. Chcę coś porobić, ale nie wiem co. W moje oczy rzuca się książka Ivana. Nachodzi mnie wielka ochota, aby ją przeczytać, ale byłoby to pogwałcenie jego przestrzeni i rzeczy w niej się znajdujących. Wybieram więc swoją książkę, której nie skończyłam czytać w autobusie, zakładam słuchawki i dosyć głośno włączam muzykę. Lektura wciąga mnie do tego stopnia, że nawet nie zauważyłam jak w pokoju znalazł się Zaytsev. Gdy spostrzegłam jakiś cień szybko poruszający się myślałam, że dostanę zawału. Zdejmuję szybko słuchawki, ale nie przestaję czytać książki. W ogóle staram się nie zwracać na niego uwagi, ale kiedyś i to nie wystarczy. Teraz stwierdzam, że to wspólne łóżko wcale nie było takim dobrym pomysłem. Bo po szybkim prysznicu także i Ivan chce się położyć. Lecz z tej opresji ratuje mnie ciche pukanie. Bardzo cichutkie... Kurek! Ivan odpowiada "proszę" i do naszego lokum wchodzi Bartek ze spuszczonym wzrokiem.
-Ewa, ja chciałbym cię przeprosić... - mówi bardzo pokornie.
-Gotowy? -przerywam jego pewnie wyuczoną już mowę. Ten patrzy się na mnie nie bardzo rozumiejąc o co chodzi. -No przecież musisz mi odkupić aparat. -mówię bardzo oczywistą dla mnie rzecz. -No chyba że nie chcesz, żebym z wami pracowała. Przecież bez tego ustrojstwa jest to niemożliwe. -pytam go z lekkimi wątpliwościami, czy przypadkiem nie zgadłam. Tamten potulnie zgadza się i idziemy na miasto. Musimy szybko się uwijać, bo mamy niespełna trzy godziny do meczu. A ja, jak na kobietę przystało, wybrzydzam, że to tu mi coś się nie podoba, to tam. Na szczęście udaje nam się wybrać mój ideał. W hotelu rozchodzimy się każde w swoją stronę, ale uprzednio całuję go w policzek i dziękuję, że zamiast nastawiać się psychicznie na ciężkie starcie to on wolał chodzić ze mną. Mógł przecież dać mi tylko pieniądze, ale oczywiście nie pomyślał... Już mam zamiar wracać do swojego lokum, gdy jednak ogarnia mnie mała niechęć do tamtego miejsca. A raczej nie do miejsca, lecz osoby, z którą muszę go dzielić. I w zasadzie to też nie do Ivana, lecz do szczerej rozmowy z nim. Dlatego wybieram bezpieczniejsze rozwiązanie i idę szukać Dragana. Mam szczęście, bo właśnie wychodzi z pokoju Jiri'a. Pewnie też przeszedł przez tę samą rozmowę co ja. Wyjaśniam mu, że chciałabym skorzystać z jego aktualnego pokoju, bo muszę trochę zaznajomić się z nowym aparatem, a raczej nie mam ochoty wracać do siebie. Na szczęście rozumie mnie, daje mi swoje klucze od pokoju, a ja jeszcze przelotnie całuję go w policzek. Już odwracam się do niego tyłem, gdy ten chwyta mnie jeszcze za rękę. Spoglądam na niego, ale on wcale się nie odzywa. Po dłuższej chwili, gdy tak stoimy naprzeciwko siebie on jak gdyby nigdy nic puszcze mnie i odchodzi. Jestem trochę zdezorientowana jego zachowaniem. Ale czort z tym! Przynajmniej mam swój stary pokój na wyłączność! Do meczu staram się zrozumieć mechanizm działania mojej nowego nabytku, cykam kilka zdjęć i ruszam na halę, na której ma odbyć się odprawa. Zabieram po drodze drugą kartę pamięci i jakiś napój. Na hali chłopcy już zaczynają się rozciągać. Właśnie sobie uświadamiam, że jest to mój pierwszy mecz odkąd tu pracuję. Trochę dziwnie tu się czuję, ale nie zapominam po co tu jestem. W pewnym momencie wszyscy siatkarze zbierają się przy trenerze posłuchać ostatnich wskazówek, a ja w tym czasie podchodzę do poszczególnych siatkarzy. Najbliżej mnie stoi Jiri, więc przytulam go życząc szczęścia. Odwzajemnia to, a ja idę dalej. Kolejnym moim celem jest Bartek. Jak to zwykle bywa, jest do mnie odwrócony plecami, więc ja znowu przytulam go od tyłu, ale z taką różnicą, że nie za szyję jak to było, gdy siedział, lecz teraz w pasie, bo jestem stanowczo za niska przy jego ponad dwóch metrach. Ten odwraca się do mnie i również mnie przytula. Zaczyna zbierać mi się gula w gardle, jak zawsze, gdy jestem czymś wzruszona lub przejęta. Teraz jest ona spowodowana przez oba czynniki. Zostaje mi jeszcze tylko Dragan. Widzę, że i on już idzie w moją stronę. Wspinam się na palce, aby być choć odrobinę wyższa i mocno obejmują go za szyję. Ten nie pozostaje mi dłużny i stoimy w takiej pozycji dłuższą chwilę.
-Chciałbym z tobą po meczu o czymś porozmawiać. -mówi do mnie, a ja unoszę głowę, aby móc na niego spojrzeć. Kiwam głową na znak, że rozumiem.
-Powodzenia. -mówię do niego chyba z jeszcze bardziej ściśniętym gardłem.
-Dzięki, mała. -i odchodzi. Ja zdążam tylko trzepnąć go jeszcze w ramię i głośno zaprotestować, że wcale nie jestem mała, ale po chwili na moją twarz wpływa wielki uśmiech, którym odprowadzam Dragana. Jest mi troszkę lepiej, ale najtrudniejsze dopiero przed nami. Rozpoczyna się mecz, a ja zamiast fotografować mocno trzymam kciuki za naszych. Pierwszy set z naszej strony jest po prostu katastrofą. Co z tego, że taki Jiri czy Bartek zdobywają pojedyncze punkty, gdy Zaytsev nie może przebić się przez blok przeciwnika. Kończy zaledwie jedną akcję na kilkanaście rozgrywanych do niego, a każdy serwis ląduje w siatce lub na aucie. Chłopcy schodzą ze spuszczonymi głowami na przerwę przed drugim setem, a mi aż serce się kraja. Stwierdzam, że jest to całkowita wina Zaytseva. Przez moją głowę przemyka na krótką chwilę myśl, że dzieje się tak przeze mnie. Ale powinien on rozumieć, że nie wolno łączyć życia zawodowego z prywatnym, gdyż ma to właśnie takie skutki jak teraz. Siatkarze zamieniają się stronami i zaczynają drugą partię. Gra nie wygląda lepiej, a nawet można powiedzieć, że gorzej. W połowie Ivan zostaje zmieniony przez Giombiniego i do końca seta siedzi na ławce. Tak strasznie robi mi się żal... Nawet nie drużyny a samego Ivana. Nawet zmiana nie pomogła, bo przegrywają ponownie. Następuje teraz dłuższa przerwa pomiędzy partiami, więc muszę działać. Bez namysłu idę w stronę rozgrzewającego się na podłodze Zaytseva. Po drodze zgarniam jeszcze jakiś ręcznik. Przyklękam przy nim, a on jest całkowicie zdezorientowany. Przyglądamy się sobie bez słowa przez krótką chwilę, po której ja praktycznie rzucam się na niego i mocno przyciągam go do siebie. Ten nie pozostaje dłużny i również bardzo mocno mnie przytula. Sadza mnie na swoich kolanach i tak siedzimy dłuższą chwilę nie potrafiąc się od siebie oderwać. To nie ważne, że wokół nas jest pełno siatkarzy, sztabu, kibiców i kamer. Na chwilę obecną jesteśmy tylko my oboje i to nam całkowicie wystarcza.
-Tak bardzo tęskniłem. -szepcze w moje włosy. Słysząc to z tego wzruszenia po moim policzku spływa jedna łza, którą szybko ścieram, aby nikt nie zauważył. Kończę już te nasze ściski i siadam naprzeciwko niego.
-Nie dziwię się czemu wszystkie piłki ci uciekają. -mówię ze śmiechem do niego i zaczynam wycierać jego ręce całe mokre od potu i wysiłku. Patrzy na mnie ze skupieniem, ale uśmiecha się. To może być doby znak. Zawodnicy już muszą wchodzić na boisko, ale Ivan jeszcze raz mnie przytula. -Skop im wszystkim tyłki. -mówię do niego, a ten kiwa głową z bojową miną. I już wiem, że będzie dobrze. Na boisko wchodzi początkowy skład. Ivan gra jak natchniony, a drużynę to w wielki sposób mobilizuje. Trzeci set jest nasz. Pomagam jak tylko mogę: roznoszę wodę, podaję ręczniki, no i robię kilka zdjęć. Muszę w końcu dodać coś na stronę, bo mnie wyleją. Czwarty set również należy do nas. A przed nami tie break. W przerwie podchodzę do Ivana.
-Jeśli to wygrasz, zrobię ci bardzo relaksujący masaż. -szepczę mu do ucha, a jemu pojawiają się iskierki w oczach. Na odchodne całuje mnie w policzek. Zaczynają dobrze. Do małego załamania dochodzi podczas silnej zagrywki przeciwnika. Ale udaje im się wyjść z tego niewygodnego ustawienia. Przy stanie 15:14 dla nas na zagrywkę idzie Ivan. Mi aż zbielały kłykcie od kurczowego ściskania kciuków. Z tego stresu postanawiam zamknąć oczy i po prostu czekać, co przyniesie rozwój dalszych wydarzeń. Nie schrzań tego, Zaytsev. Gwizdek sędziego sygnalizuje koniec meczu. A ja za spokojem mogę otworzyć oczy. Widząc szczęście tych wariatów ciężko jest się samemu nie uśmiechnąć. Pierwszy podbiega do mnie Dragan.
-Gratuluję udanego debiutu, pani fotograf. -obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie.
-W ogóle nie ma ze mnie pożytku na tym stanowisku. Powinnam przestawić się na rasowego kibica. -śmieję się z samej siebie. -To ja tobie powinnam pogratulować. Miałeś świetne rozegrania, szczególnie w końcówce. -posyłam do niego szczery uśmiech, a on odpowiada mi tym samym. Zostaję jednak przejęta przez kogoś innego. Po chwili tonę już w objęciach Ivana. Unosi mnie i obraca się wokół, wraz ze mną. Odstawia mnie z powrotem na ziemię i w końcu mogę na niego spojrzeć. Widzę jego roziskrzone ze szczęścia oczy. I mam pewne wątpliwości czy są one spowodowane wygranym meczem, czy może naszym pogodzeniem. Najnormalniej w świecie mamy gdzieś to, że jutro pewnie będziemy na pierwszych stronach gazet i na językach wszystkich. Po prostu cieszymy się wspólną chwilą. Jak to zwykle ma on w zwyczaju, całuje mnie w skroń i już chce coś powiedzieć, gdy przed nami dosłownie wyrasta znikąd jakiś dziennikarz telewizyjny i prosi Ivana o wywiad. Ten tylko spogląda jeszcze na mnie przepraszającym wzrokiem. Jak mus to mus. Postanawiam im nie przeszkadzać i przykucam przy siedzących na ziemi pozostałych siatkarzach, aby również i im pogratulować.
-Nie wiem co powiedziałaś dla Ivana, ale widać, że był bardzo zmotywowany. -Jiri wybucha śmiechem, a reszta się do niego przyłącza.
-No właśnie! Może i nam tak samo pogratulujesz jak jemu? -wtrąca swoje trzy grosze Bartek.
-Nie starczyłoby mi rąk i wieczorów. -po tych słowach każdego normalnie wmurowuje, na co ja wybucham śmiechem. Wyglądają tak, jakbym co najmniej rozebrała się na środku boiska. Wstaję z podłogi i już mam zamiar zabrać swój aparat i wrócić do hotelu, gdy obok mnie zjawia się Ivan.
-Poczekałabyś na mnie? Ja szybko wezmę prysznic i zaraz do ciebie wracam. -pyta się mnie, lecz niestety muszę mu odmówić.
-Przykro mi, ale jestem cała padnięta. Wrócę do hotelu, a ty dojdziesz niedługo do mnie, dobrze? To przez to, że mało spałam w nocy. - odpowiadam mu zgodnie z prawdą.
-Coś o tym wiem. -uśmiecha się pod nosem. Czyli nie byłam sama. -Tylko wracaj ostrożnie. -mówi to i daje mi buziaka w czubek głowy. Ja na te słowa patrzę na niego jak na głupka, ale w końcu kręcę głową z rozbawieniem. Zabieram swoje rzeczy i zbieram się do wyjścia. W drodze mam czas, aby pomyśleć. Cieszę się, że między mną a Ivanem jest już wszystko w porządku, ale boję się, że znowu będzie powtórka z rozrywki. I z tą refleksją wracam do swojego pokoju. Biorę ciepły prysznic, kładę się do łóżka, bo był to bardzo męczący dzień i już mam zasypiać, gdy drzwi do pokoju otwierają się na oścież i do naszego lokum powraca Ivan. Uśmiecham się na jego widok, bo jak to mówią, jest "cały w skowronkach". -Wiesz co tamte barany wymyśliły? Że mamy iść do jakiegoś klubu i opić zwycięstwo. -przewracam oczami usłyszawszy tę informację. W zasadzie jest to do nich podobne. -Liczę na twoje towarzystwo. -odstawia swoją torbę treningową i siada na łóżku tuż koło mnie.
-No to muszę cię zawieźć, ale ja odpadam. Zasnę od razu, więc po jakiego grzyba ja wam tam? -zadaję pytanie retoryczne.
-W takim razie ja zostanę z tobą. -kładzie się obok mnie i zakłada ręce na piersi.
-O nie, nie. Ty, mój drogi, masz dzisiaj co świętować, bo to dzięki tobie wygraliśmy, więc idziesz. Ale ja się stąd nigdzie nie ruszam. -upieram się przy swoim. Jak zawsze.
-Wiesz co powiedział do nas trener po meczu? -kręcę głową, bo nie mam bladego pojęcia. -Powiedział, że nie wie, czy ma się na ciebie złościć, bo mało co, abyśmy przez ciebie przegrali, czy ma zacząć cię uwielbiać, bo dzięki tobie wygraliśmy. -pacnęłam się w czoło słysząc słowa Giulianiego. Niech się zastanowi, bo to, co powiedział jest całkowicie sprzeczne. Ale ja jednak wolę to drugie.
-Więc widzisz, też powinnaś z nami świętować, bo to również twoja zasługa. No nie daj się prosić. -nie ustępuje ani na ociupinkę. Patrzę na niego błagalnie, ale w końcu i tak ulegam.
-Niech ci będzie. Ale jak jutro źle się poczuję, to ty płacisz za mój pobyt w szpitalu. -grożę mu palcem i stwierdzam w duchu, że chyba nie mam nawet w co się ubrać.
-No to mamy problem. -wstaję i idę do swojej torby podróżnej, aby utwierdzić się w swoim przekonaniu. Ale podczas grzebania w niej znajduję coś czerwonego. Nie wiem jakim cudem, ale znajduję tam sukienkę. No to teraz to już w ogóle nie mam wyjścia... -Nosz kurde... -mówię z niesmakiem.
-Nie masz sukienki? -pyta odwracając się w moją stronę.
-No właśnie o to chodzi, że mam. -odpowiadam zrezygnowana. On tylko parska śmiechem. Ktoś tu pozwolił się ze mnie śmiać? -Zapomniałabym! -krzyczę na cały pokój i ruszam biegiem do wyjścia, praktycznie zabijając się o łóżko. Ach ta moja kochana koordynacja ruchowa... W drzwiach odwracam się jeszcze do leżącego Zaytseva. -Za niedługo wracam. Więc lepiej, abyś w tym czasie, co mnie nie będzie, ogarnął się, bo pójdę bez ciebie. -wystawiam język w jego kierunku i wychodzę. Zatrzymuję się przed moim dawnym pokojem. Na szczęście nie zdążyłam jeszcze się do niego przyzwyczaić. Pukam, jak przystało na kulturalnego człowieka i wchodzę. W poprzek łóżka leży sobie Dragan... Śmieję się z niego pod nosem. -Nie byłoby wygodniej, gdybyś położył się normalnie?
-Zapewne byłoby, ale nie mam siły. -odpowiada ledwo żywy.
-To może nie idź do klubu? -udzielam mu adekwatnej rady widząc jego stan.
-No tyś chyba zdurniała od naszego ostatniego spotkania. -patrzy na mnie jakby zobaczył kosmitę. No tak, faceci... Przewracam tylko oczami i sadowię się koło niego na łóżku. -Chcę ci coś pokazać. -sięga po swojego laptopa. Wyszukuje coś w internecie i włącza mi jakiś wywiad. Data wskazuje, że jest on przeprowadzony dzisiaj. Po pierwszych sekundach na ekranie pojawia się uśmiechnięty, ale i zmęczony Ivan wraz z tamtym dziennikarzem z hali. Wiem kiedy był zrobiony. W zasadzie rozmawiali tuż obok mnie. Na początku rozmawiali o meczu, o hali, o tym, dlaczego początek był tak słaby, ale pewien fragment mnie niezwykle zaciekawił.
"Redaktor: Czy coś wpłynęło na tak świetną twoją grę podczas końcówki meczu?
Ivan: Jest tutaj ze mną pewna specjalna osoba...
Redaktor: Ach, co ta miłość robi z człowiekiem."
W tym momencie Ivan odwraca głowę w jednym konkretnym kierunku i szeroko się uśmiecha. No właśnie tak, jakby był w kimś zakochany. Dalszej części już nawet nie słucham, bo jestem całkowicie zszokowana.
-Ale on przecież nawet nie... -zaczynam, lecz nie dane mi jest skończyć.
-Nie zaprzeczył. -potwierdza moje domysły Dragan. Marszczę brwi, bo właśnie do mnie dociera co to oznacza. -Słyszałem to na żywo. I on patrzył się na ciebie... -mówi to tak, jakby z obawą w głosie. W sumie to ma rację, bo ja sama nie wiem, co mogę teraz zrobić.
-Ale chwilka, chwilka. Ty chciałeś ze mną porozmawiać jeszcze przed meczem, więc to nie o to chodziło, prawda? -pytam się go, na co on potwierdza skinieniem głową.
-Z rana przyszedł do mnie Ivan. -no i ja już wszystko wiem... Wypaplał wszystko to, co usłyszał podczas mojej rozmowy z Jiri'em. Powtarzam jeszcze raz: faceci...
-Nie rozmawiajmy o tym, dobrze? Mam tego dość, a już szczególnie po tym całym wywiadzie... -padam na łóżko. I stwierdzam, że nie jest wcale takie wygodne. Biedny Dragan...
-On jest po prostu o ciebie zazdrosny! Na początku podejrzewał mnie, potem Bartka, dzisiaj zobaczył cię z Jiri'em, a na sam koniec okazało się prawdą, co do mnie. Ja to właściwie nie dziwię się, że cię pocałował. Chciał, abyś wiedziała, że mu się podobasz, bo myślał, że kompletnie nie zwracasz na niego uwagi. Teraz już rozumiesz? -wyjaśnia mi wszystko, a ja daję radę tylko i wyłącznie zakryć głowę poduszką, mając dziecinną nadzieję, że to wszystko jednak mnie nie dotyczy.
-Dobra, my tu gadu-gadu, a przecież trzeba się wystroić na imprezę. -posyłam mu wielki uśmiech, starając się pokazać, że zbytnio się tym nie przejmuję. On patrzy tylko na mnie z powątpiewaniem, ale zgadza się. Umówiliśmy się, że jak już się ogarnie to przyjdzie do naszego pokoju, bo mi zapewne trochę dłużej to zajmie. Wychodzę na korytarz i kieruję się do siebie. Otwierając drzwi do moich nozdrzy dochodzi zniewalający zapach męskich perfum. Zapewne Ivana. Oj... Wchodząc do pokoju przekonuję się, że miałam rację. Stoi przede mną w białej koszulce, spranych jeansach i wygląda zbyt seksownie... Próbuje właśnie zapiąć swój zegarek. Wchodzę głębiej, ale i tak ciężko jest mi oderwać wzrok od niego. Ewka, ogarnij się! Biorę torbę i idę z jej całą zawartością do łazienki. Brać prysznica już nie muszę, bo po powrocie brałam. Robię trochę mocniejszy makijaż, lekko prostuję włosy i żałuję, że nie ma tu żelazka. Sukienka jest krótka. Nawet bardzo... Zapewne chciałam spakować swoją czerwoną bluzkę a nie to. Nie ma w niej żadnych ramiączek, więc moje obojczyki i ramiona są całe wyeksponowane. Na nogi zakładam jeszcze czarne szpilki i pakuję najważniejsze rzeczy do małej torebeczki. Stwierdzając, że najgorzej ze mną nie jest, wychodzę z pomieszczenia. Gdy otwieram drzwi moim oczom ukazuje się kilku naprawdę fajnie wyglądających mężczyzn. W myślach zauważam, że całkiem przyjemnie się na nich patrzy. Po ich minach już wiem, że na mnie tym bardziej. Ich zachowanie bardzo przypomina to, gdy wyszłam z łazienki w samym ręczniku. Uśmiecham się do nich wszystkich i odstawiam torbę na miejsce. Zasiadam jeszcze na chwilę na łóżko, biorę telefon do ręki i zastanawiam się, czy brać go ze sobą. Jednak rezygnuję z tego pomysłu, bo torebkę przecie będę musiała zostawić na siedzeniach. No i co z tego, że będzie koło niej siedziało kilku olbrzymów, skoro oni będą na pewno zajęci czym innym. Wiem, że w tym momencie wszyscy mi się przyglądają, ale nie dam im satysfakcji i nie pokażę, że się tym krępuję. -Dobra, już? Napatrzyli się? Możemy w końcu wychodzić? -pytam się i obrzucam wszystkich karcącym wzrokiem. Panowie łaskawie wstają i ruszamy na podbój Cuneo. Po drodze rozmawiamy wszyscy razem, żartujemy, a nawet dochodzi do tego, że któryś zaczyna śpiewać, a cała reszta się do niego przyłącza. Cały czas gdzieś w pobliżu mnie kręci się Ivan, ale ja na chwilę obecną znalazłam lepsze towarzystwo. Jiri i Bartek zachowują się jak wariaci, ale właśnie to w nich lubię. Że przy nich nie muszę się niczym przejmować, bo zbyt dobrze się bawię. Do klubu wchodzimy w wyśmienitych humorach. Wybieramy kanapy znajdujące się w kącie lokalu, aby mieć trochę więcej prywatności. Chłopcy od samego początku narzucają duże tempo. Chodzi o alkohol oczywiście. Podsuwają mi drink za drinkiem. Nie wiem co zrobi trener, gdy dowie się ile wypili jego podopieczni, ale na pewno nie będzie zadowolony. Oby tylko nie było z tego większej afery. Po wypiciu trzech szklanek nogi same rwą się do tańca. Na pierwszy ogień idzie Jiri. Tańczy naprawdę dobrze. Wywijamy nieopodal naszego stolika, więc nasze ruchy są wszystkim widoczne. W głowie zaczyna już mi nieźle szumieć, więc robię się coraz odważniejsza. A nasz taniec, no cóż, robi się bardzo zmysłowy. Co rusz dotyka moje biodra, a ja go łapię za szyję. Rzucam zalotne spojrzenie i odchodzę trochę wgłąb szalejącego tłumu, a zadaniem Jiri'a jest za mną podążać. Trochę to polega na zasadzie gry w kotka i myszkę. O dziwo, bawię się bardzo dobrze. I pomyśleć, że chciałam zostać w łóżku... Zdążam na moment zerknąć w kierunku naszych siedzeń. Zostało tam już naprawdę niewielu siatkarzy, bo reszta poszła poszukać jakiś panienek do towarzystwa. Boże, jak to brzmi... Na kanapie zostali również Ivan i Dragan. Ten drugi siedzi tam z oczywistych względów, przecież ma dziewczynę. Ale jakoś nie pojmuję co jeszcze tam robi Zaytsev. Powinien trochę zaszaleć. W końcu to dzięki niemu odnieśliśmy dzisiaj sukces. A on po prostu woli z daleka się na mnie patrzeć... Unoszę brew, bo to w zasadzie do niego niepodobne. Przypomina mi się noc, podczas której spotkaliśmy się na parkiecie. Nie muszę dodawać co było dalej... Nie mam jednak możliwości dłużej sobie pomyśleć, bo odbijanego robi Bartek. Przechodzę teraz w jego ręce. Stwierdzam, że radzi sobie z tańcem całkiem nieźle i teraz tańczę z nim jedną piosenkę. Gdy nadchodzi jej koniec odwracam się, aby trochę usiąść, ale na swojej drodze napotykam dwumetrowego osobnika. Dragan... Przez chwilę przypatrujemy się sobie, lecz zaraz mnie do siebie przyciąga. Zarzucam mu ręce na szyję i zamiast tańczyć my po prostu tkwimy w swoich objęciach. Nie wiem, czy to przez ilość alkoholu w mojej krwi, czy przez to, że Dragan mi się po prostu podoba, ale czuję się jak osoba, która jest na odpowiednim miejscu. Nie chcę przerywać, nie chcę rozmawiać, chcę się do niego przytulać tak jak teraz. Jest mi zbyt dobrze. Pierwsza, druga, trzecia piosenka, a my zamiast tańczyć w rytm klubowej muzyki, tylko lekko się bujamy. Jesteśmy w swoim własnym świecie. Odwracam lekko głowę w lewo i moje oczy napotykają tak strasznie dziwny widok - Ivana całującego się z jakąś dziewczyną. Nigdy wcześniej jej nie widziałam, więc pewnie dopiero teraz ją poznał. Przez to wszystko kompletnie o nim zapomniałam. Robi mi się słabo. Nie wiem czy dzieje się tak przez alkohol, przez zmęczenie, czy może przez to, jak bardzo jest gorąco. A może ma to związek z tym, co właśnie zobaczyłam. Sama już nie wiem...
-Może chcesz wyjść? -pyta się mnie Dragan próbując przekrzyczeć muzykę. Chyba widzi, że coś jest nie tak. Kiwam głową na potwierdzenie i ruszamy w kierunku naszych kanap. Zabieram stamtąd torebkę i żegnamy się z tymi, którzy aktualnie znajdują się gdzieś blisko. Gdy tylko otwieramy drzwi na zewnątrz, uderza we mnie chłodne, rześkie powietrze.
-Wcale nie musisz ze mną iść. Jak chcesz to wróć tam. -mówię do niego cicho, idąc i patrząc pod nogi.
-Nie chcę tam wracać bez ciebie. -unoszę głowę i posyłam mu nikły uśmiech. Przez chwilkę idziemy w ciszy, ale w pewnym momencie czuję coś ciepłego na moich ramionach. Dragan narzucił na mnie swoją marynarkę. Po co mu marynarka, skoro przyjechał tu na mecz? Mam ochotę zadać mu te pytanie, ale po prostu nie mam siły. I chyba nie chodzi tu już o zmęczenie, ale o całkowitą rezygnację ze wszystkiego. Dziękuję mu uśmiechem. W milczeniu docieramy do hotelu, wchodzimy na nasze piętro, a on odprowadza mnie pod same drzwi. Przekręcam klucz, otwieram je, lecz nie wchodzę, a odwracam się przodem do Dragana.
-Wiesz, może i fajny jest ten pokój, ale robi mi się jakoś tak dziwnie, gdy do niego wchodzę. -mówię to z grymasem. Spoglądam na złączone łóżka i marszczę brwi. -Może wejdziesz? -pytam się go z nadzieją w głosie. Nie chcę być teraz sama. Uśmiecha się w moim kierunku i kiwa głową. Wchodzimy do środka, a ja praktycznie rzucam się na łóżko, w poprzek, tak jak Dragan u siebie. On siada koło mnie. -Jestem beznadziejna. -stwierdzam bardziej do siebie niż w kierunku Travicy.
-Wcale nie jesteś. -zaprzecza moim słowom. Zazdroszczę mu jego cierpliwości do mnie.
-Jak to nie? -podnoszę się na łokciach. -Ostatnio nic mi się nie układa. Ba! Całe moje życie jest do dupy. Jakbyś tylko wiedział, co się ze mną działo zanim tu trafiłam... W dodatku nigdy nie miałam szczęścia do facetów. Nikt mnie nie chce... -zaczynam lamentować. To chyba wina tego alkoholu... -Teraz to już nawet i Ivan. -ukrywam twarz w dłoniach.
-Ja chcę... -mówi do siebie pod nosem Dragan, ale ja to słyszę. Podnoszę się gwałtownie i patrzę się na niego oniemiała. Czy ja przypadkiem się nie przesłyszałam? Patrzymy sobie w oczy i teraz dzieje się coś nieoczekiwanego. Dragan dosłownie wpija się w moje usta. Nie powiem, że ja tego nie chcę. Zaczynam oddawać mu pocałunki, które robią się coraz bardziej namiętne. Przysuwa mnie do siebie jak najbliżej, a ja siadam mu okrakiem na kolanach dalej go całując. Sukienka podwija mi się praktycznie do bioder. Ale to nic... Teraz nic mnie nie obchodzi. Nie obchodzi, że on ma dziewczynę. Nie obchodzi, że mogę być przyczyną rozpadu ich związku. Nie obchodzi, że za dużo wypiliśmy. Nie obchodzi, że najprawdopodobniej zaczynam czuć coś więcej do jego najlepszego przyjaciela. Liczy się on. Ten, który właśnie całuje mnie po szyi i rękami błądzi po moich plecach. U którego ja przeczesuję ręką włosy i staram się zdjąć koszulkę. Przekręca mnie i to teraz ja leżę pod nim. I podczas kolejnego pocałunku dociera do mnie absurdalność tej sytuacji. Odpycham go lekko od siebie i staram się wyrównać oddech. Serce też przydałoby się uspokoić. Przypatrujemy się swoim twarzom i analizuje co się właśnie stało. -Nie chcę, aby teraz było tak samo jak z Ivanem. -mówi do mnie. Wiem o co mu chodzi. O te godziny, podczas których każdy był osobno, a ja w dodatku próbowałam go unikać. W zasadzie to ja też nie chcę, aby tak było. Kiwam tylko głową na znak, że całkowicie się z nim zgadzam. Nie potrafiłabym zerwać z nim kontaktu. To przecież jest mój... przyjaciel. Tak, to dobre słowo. I tego się trzymajmy. Dragan wstaje i zakłada swoją koszulkę, a ja staram się jakoś wygładzić materiał sukienki. Na odchodne mówi do mnie jeszcze "dobranoc" i całuje w czubek głowy. Uśmiecham się, bo wiem, że jakoś specjalnie nie zrobiło to dużej zmiany w naszych relacjach. Wychodzi, a ja zostaję sama. Robi mi się niedobrze na samą myśl, że za niedługo wróci pewnie Ivan i będę musiała dzielić z nim te łóżko. Powtarzam sobie w myślach, że to przecież już tylko jedna noc. Wytrzymałam dwie to powinnam tym bardziej jedną. Biorę swoją piżamę i idę pod prysznic. Podczas kąpieli dochodzę do wniosku, że jednak nie jestem wcale obojętna dla Dragana. Następnie karcę się w myślach, bo nie powinnam tak myśleć o swoim przyjacielu. Wychodzę z kabiny, wycieram ręcznikiem swoje mokre ciało i postanawiam położyć się wcześniej. Kładę się do łóżka i... nic. Za cholerę nie mogę zasnąć. Moje myśli zbyt głośno dają o sobie znać, aby odpłynąć. Przed moimi oczami jest obraz, i o dziwno nie mojego pocałunku z Draganem, lecz widok Ivana z tamtą dziewczyną. Jak już wcześniej wspomniałam, on chyba robi się dla mnie coraz ważniejszy. Najpierw daje mi znaki, że mu się podobam. Ba! On najprawdopodobniej się we mnie zakochał! A całuje się z inną? Nie rozumiem człowieka. Leżę przodem do okna i tyłem do drzwi. I właśnie w tym momencie drzwi się otwierają i do pokoju wchodzi Ivan. Poznaję go po jego perfumach. Przymykam oczy, aby pomyślał, że śpi. Cicho rozbiera się z ubrań i udaje się do łazienki. Automatycznie otwieram oczy. Nie wiem już jak mam się zachowywać w stosunku do niego. Mam udawać, że nie widziałam wywiadu? Dragan mu powie. Mam udawać, że nie widziałam, jak się całuje z inną? On sam już to widział. Mam mu nie mówić, że całowałam się z Draganem? Na pewno będzie z nim rozmawiał. A najgorsze jest to, że nie wiem, czy mam mu okazywać moje uczucie jakie do niego darzę. Wychodzi z łazienki i stara się po cichu wejść pod kołdrę. Pewnie nawet jakbym spała, usłyszałabym to, ale nie chcę dzisiaj z nim już rozmawiać. Leże pół godziny, godzinę, półtorej... W końcu wstaję i nastawiam wodę na herbatę. Zawsze tak robię, gdy nie mogę spać. Dobrze, że mamy w pokoju czajnik elektryczny. Podczas, gdy woda gotuje się, ja staję przy oknie i patrzę na panoramę miasta. Bardzo żałuję, że nie widać stąd gwiazd. Do moich uszu dociera głos Ivana.
-Nie śpisz jeszcze? -pyta się mnie, lecz mu nie odpowiadam. Przecież widzi...
-Chcesz herbaty? -proponuję mu i zerkam na niego kątem oka. Kiwa głową, więc szykuję dwie szklanki. I wracam na poprzednie miejsce. Przy oknie jest trochę bezpieczniej. Bo dalej od Ivana. Jednak po chwili czuję jego ręce na moich ramionach.
-Czy my możemy w końcu ze sobą szczerze porozmawiać? -pyta się takim tonem, jakby był już tym wszystkim zmęczony.
-Całowałam się z Draganem. -mówię prosto z mostu i odwracam się do niego. Chcę widzieć jego reakcję. Nie sposób nie zauważyć jak napina swoje mięśnie. Chyba się lekko zdenerwował. Ups... -Mówię ci to, bo chciałeś szczerej rozmowy. -mówię hardo do niego. Staram się utrzymać pomiędzy nami odległość. Opuszcza ręce chyba w geście kapitulacji. Poddał się.
-Przepraszam cię. Za moje zachowanie, za tamten pocałunek, za to, że nie walczyłem i za to, że jestem o ciebie chorobliwie zazdrosny. Tylko dlatego całowałem się z tamtą dziewczyną. Ty byłaś zbyt mocno zajęta Travicą, aby zwrócić na mnie swoją uwagę... -wyjaśnia mi wszystko. Potwierdza dokładnie to, co mówił mi o nim Dragan.
-A za wywiad mnie nie przeprosisz? -unoszę brew i krzyżuję ręce na piersi.
-Mam przepraszać za swoje uczucia? -odpowiada mi pytaniem na pytanie. I właśnie po tych słowach mięknę. Sama również kapituluję. Przyciągam go do siebie i mocno przytulam. Zostaje tym zaskoczony, ale po chwili odwzajemnia uścisk. I takim oto sposobem dowiadujemy się nawzajem, że bardzo za sobą tęskniliśmy. On gładzi mnie po głowie i plecach, jak gdyby chciał mi tym powiedzieć, że nie jestem niczemu winna. Ale to nieprawda...
-Ja również przepraszam. Za wszystko... -mówię do niego bardzo cicho, bo mam znowu ściśnięte gardło.
-Może połóżmy się już. -proponuje, jednocześnie wskazując podbródkiem na nasze posłanie.
-A co z naszą herbatą? -pytam się spoglądając w kierunku czajnika z gorącą wodą.
-Jutro wypijemy. -uśmiecha się do mnie, czym również i mi poprawia humor. Łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą. Układamy się na łóżku, a już po chwili wtulam się w jego ramię. Jak to on ma już w zwyczaju całuje mnie w skroń. Ja natomiast głaszczę go po głowie i jednocześnie sprawdzam, czy za lewym uchem znajduje się już dwuletnia blizna po moich szpilkach. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Jacy ci ludzie są naiwni...


_____
Witam, dziękuję i przepraszam... Dziękuję za te wszystkie cudowne komentarze oraz za anielską cierpliwość w stosunku do mnie. Czytając to na myśl przychodziła mi tylko jedna rzecz: to jest najgorzej napisany rozdział jak do tej pory. Ale i tak jestem zmuszona go wstawić, bo nic innego już nie wymyślę. Zmieniłam piosenkę przewodnią na blogu. Podoba Wam się? Czy lepiej jednak zostawić tamtą? Zobaczymy czy pomoże mi w pisaniu. A no właśnie! Co do pisania, daję Wam możliwość wyboru: albo jest to przedostatni rozdział tego opowiadania, albo zmusicie mnie jeszcze do przedłużenia historii, ale może ona utracić w dużej mierze na jakości. Zastanówcie się tylko dobrze, bo i w jednym i w drugim przypadku ma to swoje skutki uboczne. ;)
No i jeszcze pozdrawiam swoją siostrę i brata, którzy nie wierzą, że te opowiadanie jest pisane przeze mnie. :D Myślą, że skądś je kopiuję, bo jak twierdzą: "na co dzień wypowiadasz się inaczej". Może i mają rację, że inaczej mówię, ale podczas pisania tak jakoś samo przychodzi mi to do głowy.
Ostatnio popatrzyłam na statystyki i okazało się, że drugim krajem, co do ilości wyświetleń mojego bloga, jest Republika Południowej Afryki. Ciekawe czy im się podobało. XD.
Całuję. :*

PS Ale wyszedł mi długi rozdział... Taki prawdziwy, KSIĄŻKOWY. :D Nie zanudziłam Was?

10 lipca 2014

Przepraszam.

Pomału otwieram swoje oczy, które nie chcą przyzwyczaić się do promieni wpadających przez okno. Przykrywam je dłonią, aby choć trochę zminimalizować ból głowy, który jest powodowany przez słońce. Przekręcam głowę na lewo i widzę Ivana czytającego książkę. Znowu!
-Daję słowo, że kiedyś wyrzucę ci tę książkę przez okno. -mówię do niego z ostrzeżeniem. On odwraca się w moim kierunku i z rozbawieniem unosi brew. Mój mózg zaledwie w małym stopniu jest wstanie dostrzec te szybko dziejące się wydarzenia. Ivan odrzuca na bok książkę i rzuca się na mnie. W trakcie udaje mu się przykryć nas oboje kołdrą, a na to wszystko ja wybucham śmiechem. Zaczyna całować mnie po szyi i rękami błądzić po moim ciele. Wiem, że robi to tylko na żarty, więc ja dalej się śmieję, choć trochę już mi ciężko, bo jesteśmy odcięci od tlenu.
-Chcesz mnie tu udusić tą głupią kołdrą? -pytam się go przytłumionym głosem. Udaje mi się zepchnąć ją na podłogę i w końcu mogę normalnie oddychać. Ivan szybkim ruchem kładzie moje ręce nad głowę, a swoją je przytrzymuje. Rzecz biorąc jestem ubezwłasnowolniona... Czy to przypadkiem nie jest karalne?
-I co zrobisz teraz? -pyta się mnie z błyskiem w oku, bo wie, że będzie mi ciężko zrobić właściwie cokolwiek.
-W zasadzie to jest jeszcze pewna rzecz do zdziałania, ale chyba za bardzo cię lubię, aby ją wykorzystać przeciwko tobie. -wystawiam w jego stronę język. Ten wpatruje się ciągle we mnie swoimi oczami. Swoją drugą ręką obejmuje mnie w pasie, aby nasze ciała znajdowały się jak najbliżej i zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do mojej twarzy. Na chwilę wstrzymuję oddech. Dosłownie milimetry dzielą nasze usta od pocałunku, gdy nagle do pokoju wparowuje Dragan.
-Puk, puk. -otwiera z impetem drzwi i oczywiście nie puka. To po cholerę to gada? -Ożeż...- Ja w przypływie impulsu podnoszę się do pozycji siedzącej przy okazji zrzucając Ivana na podłogę. Ma chłopak szczęście, że upadł na kołdrę! Travica patrząc na nas wielkimi oczami przy okazji otwiera w geście zdziwienia buzię. -Chciałem sprawdzić, czy już wstaliście i idziecie na śniadanie, ale chyba przyszedłem nie w porę. -już ma zamiar wyjść i zamknąć za sobą drzwi, ale ja szybko protestuję.
-Nie żartuj tylko wchodź. -mówię jednocześnie wstając z łóżka. -Ja i tak już miałam iść pod prysznic. -widzę jak unosi brew w geście "czyżby?", ale ja na to nie zwracam uwagi  i idę do łazienki nie biorąc przez przypadek ciuchów na zmianę. Po rannej kąpieli, podsuszam lekko włosy, jak ja to już mam w zwyczaju, obwiązuję się ręcznikiem i co stwierdzam? Nie mam nic, w co mogłabym się ubrać! Nie myśląc zbyt wiele, że to niby nie wypada tak wyjść do ludzi w samym ręczniku, naciskam na klamkę i otwieram drzwi do pokoju. A tam prawie połowa drużyny! Oczy wszystkich są skierowane w moją stronę, przy czym większość ma otwartą buzię ze zdumienia. I pożądania! Z tego co zdążam zauważyć to Dragan i Ivan także. Jednak Zaytsev jako pierwszy wyrywa się z tego transu, podchodzi do mnie i zasłania mnie swoim ciałem.
-No panowie, koniec widowiska. -mówiąc to wpycha mnie do łazienki równocześnie sam wchodząc i zamykając za nami drzwi. Słychać przez drzwi głosy niezadowolenia. Cud, że przynajmniej nie na moje ciało, tylko na Ivana.
-Ej! -mówię do niego oburzona. Ten tylko na mnie spogląda z naganą w oczach.
-Może miałem cię tam tak zostawić na pastwę tych śliniących się na twój widok stada facetów? -pyta sarkastycznie i zakłada ręce na piersi.
-A może mi się tam podobało? -odpijam piłeczkę patrząc na niego z wyrzutem. Ten tylko odwraca głowę w inną stronę pokazując mi tym, że się na mnie obraził. Ale za co?
-A może, ty Ivanku, jesteś o mnie po prostu zazdrosny? -pytam go kokieteryjnie i kładę zalotnie ręce na jego tors.
-Nie! Wcale nie jestem... -zaprzecza chyba zbyt gwałtownie, a ja patrzę na niego z powątpiewaniem. -No dobra już... Jestem zazdrosny. Zadowolona? -odpowiada, może trochę lekko wkurzony, dlatego, że ktoś go zmusił do powiedzenia prawdy.
-Wielce. -uśmiecham się do niego szeroko, zaplatam swoje dłonie na jego karku i daję mu buziaka w policzek z radości. Już mam się od niego oderwać, gdy ten obejmuje mnie w talii i nie daje mi odejść.
-Chyba jesteś mi coś winna za ranek i za teraz. -mówi do mnie pewny swego.
-Nie wydaje mi się. -odpycham go od siebie i próbuję zachować bezpieczną odległość, bo wytrącił mnie trochę z równowagi pewnością w głosie. -Przynieś mi moją torbę. -rozkazuję mu, a sama odwracam się w stronę lustra, aby móc się jakoś ogarnąć. Ten jeszcze przed wyjściem, na odchodne, całuje mnie przelotnie od tyłu w obojczyk. I odchodzi. Teraz ten? Za jakąś minutę przynosi mi moje rzeczy, a ja w podzięce mu tylko kiwam głową. Po zakończeniu porannej toalety wychodzę, wymijam się z nim w drzwiach, a ten puszcza mi oczko. I od razu zaczynają się zaczepki.
-Najpierw Dragan. Teraz Ivan. A potem? -pyta rozbawiony Kovar, na co ja mu pokazuję, aby puknął się w czoło.
-Przecież to oni mnie tam wepchnęli, a nie ja ich. -próbuję jeszcze się jakoś ratować, ale inni mi nie chcą wierzyć.
-Ale to ty tak na nich działasz. -zabawnie porusza swoimi brwiami. Widząc jego reakcję ja tylko uderzam się otwartą dłonią w czoło. Idioci...
-To jest już ich sprawa. -dodają z obojętnością i czekam na tę bandę wielkoludów. Po 10 minutach możemy już iść na stołówkę. Śniadanie jest raczej smaczne. Ale i tak nie daruję temu hotelowi, że dał mi taki pokój! Po swoim zjedzonym posiłku podchodzę do Bartka od tyłu i szepczę mu zmysłowo do ucha, aby tylko on mógł to usłyszeć. -Będziesz następny. -Ten odwraca się w moją stronę i chyba nie wierzy, że te słowa padły z moich ust. Odchodzę od jego stolika i udaję się do swojego pokoju. Raczej mojego, Ivana i Dragana. A raczej tylko ich... Diabeł z nimi! Wchodzę do niego, biorę jakąś gazetę, która jakimś cudem znalazła się u nas na stole i układam się wygodnie na łóżku. Oczywiście sportowa... I na pierwszej stronie napisane wielkimi literami "Wielki mecz już jutro! Czy Cuneo zdoła pokonać niezwyciężone Lube?". W marzeniach! Śmieję się z ich łatwowierności. Do pokoju ponownie wparowuje ta sama zgraja. Czy oni nie mają swoich pokoi? Na łóżku koło moich nóg siada Kurek.
-Co czytasz? -pyta zaciekawiony. Coś mi się wydaje, że próbuje zagadać, aby czegoś się dowiedzieć co do akcji ze stołówki.
-Cytuję: "Bartosz Kurek, nowa zdobycz Lube, jest aktualnie w tendencji wzyżkowo-zniżkowej. Nie sprawi nam większego zagrożenia". -oczywiście kłamię jak z nut, ale chyba na Bartka to działa, bo od razu chwyta za jeszcze przed chwilą trzymaną przeze mnie gazetę. Szybko lustruje wzrokiem kolejne linijki i w końcu podnosi na mnie wzrok, który mógłby zabijać.
-Ożeż ty... -chwyta mnie w pasie i przerzuca mnie przez swoje ramię. Zwisam jakieś dwa metry nad ziemią. Ja, tylko tak dla zasady, zaczynam bić go dłońmi w plecy, ale tak naprawdę chce mi się strasznie śmiać. Wynosi mnie z pokoju i kieruje się w stronę mojego starego lokum. Tam zatrzaskuje za nami drzwi i rzuca mnie na łóżko. Jestem zdziwiona jego porywczością, ale widać, że robi to dla żartów. Więc ja nie zamierzam tak łatwo kończyć. Zachęcam go do siebie palcem, aby do mnie dołączył. Już zaczyna pochylać się nad łóżko, ja również się do niego zbliżam. I gdy ten tak patrzy na mnie, jakby był zahipnotyzowany, ja jednym zwinnym ruchem spycham go na podłogę. Dobrze, że ląduje na tyłku a nie na którejś ręce. Bojąc się, aby czegoś teraz nie wymyślił, uciekam do łazienki, ale nie zamykam za sobą drzwi. To jeszcze nie może się tak skończyć. Ewa, myśl! Myśl! Robię dla zmyły głośny łomot i zaczynam jęczeć.
-Ała, Bartuś. Ała, pomóż mi. Poślizgnęłam się i coś mi się stało w nogę. -syczę przez zaciśnięte zęby, że niby z bólu. Jednak w międzyczasie chwytam za słuchawkę od prysznica a drugą ręką kurek od zimnej wody. Do pomieszczenia szybko wbiega niczego nieświadomy Bartek, zaniepokojony tym, że mogło mi się coś stać. I właśnie w tym momencie odkręcam wodę na całość, mocząc go od głowy do nóg. Ten stara się jakoś osłonić się przed wodą, a ja w tym czasie wybiegam z łazienki, potem z pokoju i biegnę jak najszybciej do reszty. Wpadam do teraz już mojego pokoju, wskakuję na łóżko, chowam się za plecami Ivana i czekam. Za dosłownie chwilę wpada cały przemoczony Kurek. Widać, że nie zdążył się jeszcze wytrzeć, bo woda spływa z jego włosów, twarzy i ubrań. Biedny... Na jego widok chłopcy wybuchają śmiechem patrząc się to raz na mnie, to raz na niego. Mi samej ciężko jest powstrzymać parsknięcie.
-Kuraś, ale żeby dziewczyna cię przechytrzyła? -śmieje się z niego Kovar. Bartek urażony naszym śmiechem, a już szczególnie moim zachowaniem, obrażony wychodzi z pokoju głośno trzaskając za sobą drzwiami. Aż się wzdrygnęłam. No i zrobiło mi się go żal.
-Bartek. -krzyczę jeszcze za nim, wychodzę zza pleców Ivana i kieruję się w stronę wyjścia, aby przeprosić tamtego. Jeszcze jakieś ludzki odruchy w sobie posiadam. -Bartuś. -otwieram drzwi, wychodzę za próg i... I Bartek wyskakuje zza rogu, łapie mnie i mocno ściska, przytula, aby mnie całą również zamoczyć. A ja zaczynam śmiać się na cały korytarz. Widzę, że Bartek również się cieszy, czyli nie jest na mnie wcale obrażony. Menda... Wchodzi do pokoju dalej mnie kurczowo trzymając, aby moje ubrania przeszły wodą. A ja zamiast próbować się od niego wyrwać to jeszcze głośniej się śmieję. Siatkarze z pokoju są również rozbawieni naszym zachowaniem. W końcu odrywam się od Kurka i stwierdzam, że muszę zdjąć z siebie mokre ubrania. Biorę więc drugie na zmianę i kieruję się do łazienki. Już prawie jestem przebrana, zostaje mi jeszcze tylko bluzka do założenia, gdy w łazience pojawia się uradowany Ivan. Już nie wspomnę o tym, że stoję w samym biustonoszu! Przypadkiem nie za dobrze? -Ej, nie wiem jak ty, ale ja chcę zachować jeszcze resztę prywatności. -patrzę się na niego wyczekująco, bo chcę usłyszeć wyjaśnienia.
-Może już nie pamiętasz, więc ci przypomnę, że widziałem już cię bardziej rozebraną. -robi aluzję do wydarzenia, przez które się poznaliśmy.
-Ale wtedy było jeszcze przed naszym pogodzeniem się. -próbuję się jakoś wytłumaczyć, ale uniemożliwia mi to, bo podchodzi do mnie coraz bliżej i bliżej. A ja wolno cofam się do tyłu. I w pewnym momencie natrafiam na zimne kafelki ułożone na ścianie. Nie mam już pola manewru, a ten podchodzi do mnie już dostatecznie blisko, by nasze ciała mogły się dotykać. Staram się nie poruszyć. On kładzie swoje ręce na moich biodrach i, tak jak to było rano, przybliża swoją twarz do mojej. Lecz tym razem nikt nam nie przerywa, bo nasze usta łączą się, aby móc utworzyć pierwszy pocałunek w naszych nowych relacjach. Mimo iż trwa on bardzo krótko, bo zaledwie kilka sekund, dał radę przyspieszyć bicie mojego serca i oddech. Ivan wpatruje się we mnie swoimi oczami, w których, przynajmniej tak mi się wydaje, widzę iskierki radości. Nie mogę oderwać od niego wzroku, ale ten muska wargami mój policzek i wychodzi bez jakichkolwiek słów wyjaśnienia. Po tym zdarzeniu w mojej głowie kotłuje się tysiące myśli. Ale ja przecież traktuję go tylko jak przyjaciela... Fakt, jest bardzo przystojny, pociąga mnie w pewien sposób, ale to tylko przyjaciel! I takim oto sposobem dochodzę do wniosku, że nie chcę, aby w naszych relacjach coś się zmieniało. Nakładam koszulkę i tuż przed wyjściem przywdziewam na usta fałszywy uśmiech numer dwa. Numer jeden jest to coś w stylu "Jeszcze żyję i nie zamierzam się na razie zabijać", a numer dwa "Jestem szczęśliwa, jest wszystko w porządku, nie pytaj się o nic, bo oberwiesz". Wychodzę z pokoju i siadam koło Dragana. Logiczne, bo znajduje się on najdalej od Zaytseva. Podczas pierwszego treningu staram się unikać jego wzroku i jakichkolwiek prób nawiązania ze mną kontaktu. Na razie jest dobrze tak jak jest, więc nie psuj tego. Podczas ponad trzygodzinnej przerwy idę na plażę, która znajduje się w pobliżu ośrodka. Chcę w tym czasie pobyć trochę sama. Inni siatkarze zaczynają się pomału orientować, że coś pomiędzy nami nie gra, więc staram się jak najdłużej ich wszystkich unikać. Podczas drugiego treningu wybieram bezpieczniejsze towarzystwo i przystaję przy statystykach. Nawet fizjoterapeuta na sam koniec daje mi misję, zanieś jakieś papiery do pokoju trenerów. Gdy wracam spotykam na swojej drodze Dragana. Widzę, że mi się przypatruje w skupieniu, ale o nic nie pyta i za to mu w duchu dziękuję. A mi najzwyczajniej w świecie chce się ryczeć. Dragan chyba odczytuje to bezbłędnie z mojego wyrazu twarzy, bo już po chwili jestem w niego wtulona. I on mnie zaczyna kołysać jak małą dziewczynkę. Jest mi w jego ramionach tak dobrze, że mógłby mnie już nigdy nie puszczać. Po jakichś dobrych pięciu minutach odrywamy się od siebie, ale to tylko dlatego, że usłyszeliśmy czyjeś kroki. Odwracam głowę w tamtą stronę, z której się one wydobywały i widzę wpatrzonego w nas Ivana. Nie mam najmniejszej ochoty wracać do pokoju. I Dragan to zauważa.
-Może wejdziesz do mnie? -pyta się mnie z taką dobrocią w oczach i zrozumieniem, której właśnie teraz potrzebuję. Kiwam głową na znak zgody i wchodzę za nim, zostawiając na korytarzu samotnego Zaytseva. Siadamy oboje na jego łóżko i w tym momencie nie wytrzymuję, zaczynam ryczeć z powodu jakiegoś chłopaka jak jakaś gówniara. Żalę się mu ze wszystkiego, co mnie męczy, opowiadam mu, co wydarzyło się ostatnio pomiędzy nami i wypowiadam na głos swoje wszystkie obawy. Boję się, że jak posuniemy się zbyt daleko to stracimy to, co do tej pory zbudowaliśmy. Smutna prawda. Wychodzę z jego pokoju dopiero wtedy, gdy stwierdzam, że jest to odpowiednia godzina, aby kłaść się już spać. Wchodzę do swojego aktualnego lokum i zauważam leżącego na łóżku Ivana, który ma splecione ręce za głową i natarczywie wpatruje się w sufit. Widać, że nad czymś intensywnie myśli. Wchodzę do łazienki, aby nareszcie zmyć wszystkie te "brudy" dnia dzisiejszego. Kończąc prysznic, wychodzę z łazienki i staram się bezszelestnie wślizgnąć się pod kołdrę. Kładę się tyłem do mojego współlokatora i zaczynam myśleć. Ci, którzy twierdzą, że najgłośniejsze myśli są nocą, mają rację. Jednak ciężar nagromadzony podczas całego dnia daje o sobie znać i moje powieki robią się coraz cięższe i cięższe. Już praktycznie nie mam kontaktu z jawą, ale do moich uszu docierają bardzo ciche słowa. A właściwie to jedno. -Przepraszam.


_____
Przeprasza, przepraszam, przepraszam... I tak mogłabym Was przepraszać z milion razy, bo nie dość, że tak długo musieliście czekać to w dodatku wysyłam Wam takie coś. :( Po prostu ostatnimi czasy bardzo dużo dzieje się w moim życiu i trochę mnie to przytłacza. Ale przeczytałam od Was wiele ciepłych słów. Pamiętajcie, że bardzo Was kocham.

1 lipca 2014

Ciao bella.

Ze snu wyrywa mnie smyranie po ręce. Słyszę wokół siebie stłumione śmiechy. Niechętnie otwieram najpierw jedno oko a potem drugie. I co widzę? Kurka rysującego coś po mojej ręce!
-Kurek, ty mendo ruska! -drę się na niego, na co reszta wybucha śmiechem.
-Wcale nie ruska. To, że grałem rok w Rosji to nie znaczy, że jestem Ruskiem. -kręci głową na znak, że nie mam racji.
-Chyba raczej Rosjaninem. -patrzę na niego jak na idiotę. Potem spoglądam na moją rękę, na której namalowane są jakieś szlaczki i jest tu większość podpisów siatkarzy. -Gdybym miała gips, to ja rozumiem. ALE JA DO JASNEJ CHOLERY NIE MAM GIPSU! -drę się jeszcze głośniej, aby teraz każdy mnie usłyszał.
-No, ale przyznaj się - nie zrobiło ci się w ogóle miło? -patrzy na mnie z nadzieją w oczach i miną kota ze "Shreka". Ociupinkę, przyznaję sobie w myślach. Ale im się do tego nie przyznam! Kręcę energicznie głową, co oznacza, że w ogóle się z nim nie zgadzam. I on w tym momencie z zaskoczenia całuje mnie w policzek!
-I tak wiem, że nas kochasz. -dodaje jeszcze, po czym siada na swoje siedzenie. Patrzę na niego jak na wariata, ale on już zaczyna rozmowę z Kovarem. Kiwam z politowaniem głową. Odwracam się w drugą stronę a tam Zaytsev! Odskakuję od niego jak oparzona. Boże, co on tutaj robi? Patrzy się na mnie z lekkim zdziwieniem. I nagle sobie wszystko przypominam: rozmawialiśmy ze sobą, a nawet się z nim pogodziłam! No i zasnęłam na jego ramieniu. Drapię się w głowę nie bardzo wiedząc co zrobić. Ale on ratuje mnie z tej sytuacji.
-Jak się spało? -pyta uśmiechając się do mnie.
-Całkiem wygodne masz ramię. -posyłam w jego stronę szeroki uśmiech. -A ty chociaż na trochę zasnąłeś?
-Nie miałem zbytnio możliwości, bo ktoś mnie trochę przygniatał. -rzuca w moją stronę wredny uśmiech, na co ja daję mu kuksańca w bok.
-Naprawdę jestem aż tak ciężka? -patrzę błagalnie na niego, aby ten jednak zaprzeczył, bo pomału zaczynają napadać mnie wątpliwości, czy aby przypadkiem serio mi się ostatnio nie przytyło.
-Ale to jest słodki ciężar. -wyszczerza się do mnie.
-I w tym właśnie momencie nie wiem czy mam ci ochotę przywalić, czy cię ucałować. -mrużę oczy na znak, że rozpatruję jednak tę pierwszą możliwość. Na co on odwraca na bok swoją głowę eksponując mi swój policzek.
-Tutaj proszę. -i pokazuje go palcem. Na co ja wybucham śmiechem, kładę tam swoją dłoń i w żartobliwy sposób odsuwam go czym dalej od siebie. Rozglądam się wokół siebie i patrzę za szybę.
-Za ile będziemy na miejscu? -pytam się swojego towarzysza podróży.
-Powinniśmy właściwie już zaraz się zatrzymać. -jakby na te słowa nasz pan kierowca skręca w pobliską bramę, która prowadzi nas na parking przed hotelem. Otwierają się drzwi, a chłopcy zaczynają przepychać się jeden przez drugiego. Widząc to tylko przewracam oczami, zabieram swoją torebkę oraz aparat i wychodzę na zewnątrz. Zaczynam rozprostowywać kości, gdy ktoś chwyta mnie w pasie. Patrzę na tego osobnika, którym okazuje się być Dragan. W swojej drugiej ręce już trzyma nasze torby.
-Nie wiem czy wiesz, ale jestem na ciebie obrażona. -lekceważąco odwracam od niego głowę.
-Oj, nie marudź już. -posyła w moją stronę uśmiech i zaczyna pchać mnie do wejścia. W lobby nie ma problemu, bo zarezerwowana jest tylko jedna jednoosobówka. Odbieram swój klucz i już chcę zabrać od Travicy swoją torbę podróżną, ale on tylko zatrzymuje mnie ręką. -Nawet się nie waż. -grozi mi palcem. -Nie będziesz ciągała takiej ciężkiej torby. -po czym rusza, a ja zaczynam człapać za nim. Kieruje się w stronę mojego pokoju, który jest trochę dalej od jego, ale na tym samym piętrze. Otwieram drzwi a tam... pokój jak każdy inny. I aż wzdycham w geście zawodu. Może nie oczekiwałam luksusu, ale mogli by się postarać. Dragan kładzie moją torbę przy łóżku i sam zbiera się do wyjścia. -Wpadnij do nas jak będziesz szła na kolację. My z Ivanem szybko się ogarniemy, szybki prysznic i te sprawy, i pójdziemy z tobą. -kiwam głową na znak, że zrozumiałam i tak zrobię, na co on wychodzi. Stwierdzam, iż nie ma sensu teraz jeszcze raz się kąpać, bo robiłam to przed wyjazdem, a wezmę prysznic przed spaniem, aby mi się lepiej spało, bo na nowym miejscu to u mnie bywa różnie. Przebieram się tylko w jakieś luźniejsze ciuchy, wypakowuję z torby rzeczy, które będą mi potrzebne na dzisiaj oraz jutro i ruszam do pokoju moich kolegów. Oczywiście bez pukania otwieram drzwi i po prostu zamieram... Mają świetny, cudowny, fenomenalny pokój! A ja?
-No tak, siatkarzyki dostali luksus a reszta motłochu przerobione składziki na mopy... -rzucam się na wolne łóżko w ich pokoju i stwierdzam, że jest ono Ivana, bo na swoim leży rozwalony Dragan z odpalonym laptopem. Z łazienki dobiega szum wody, co oznacza, że tamten drugi bierze prysznic.
-Z tego co się orientuję tylko ty taki dostałaś. -zaczyna szczerzyć się do mnie rozgrywający. Rzucam w niego jedną z poduszek Zaytseva, którą tamten ochoczo łapie i układa pod swoje plecy.
-Dzięki. Nie musiałaś. -posyła w moją stronę uśmiech, na który ja odpowiadam pokazaniem języka. -Ewaa? -patrzy na mnie jakby z obawą. Naprawdę jestem aż taka straszna?
-Czego dusza pragnie? -odpowiadam z zachętą w głosie.
-Masz kogoś? -moje oczy chyba wyszły na wierzch jak to usłyszałam. Na moment mnie zatyka i nie wiem co powiedzieć. Robię wdech i wydech.
-Nie, teraz nikogo nie mam. A dlaczego cię to interesuje? -będę mu wiercić dziurę w brzuchu, dopóki mi tego nie wyjaśni.
-Bo podobasz się dla Ivana. -słysząc to wybucham śmiechem.
-No proszę cię... Nie wiem czy wiesz, ale my zapoznaliśmy się przez łóżko. Raz zaszalałam w dyskotece i wtedy na swojej drodze spotkałam jego. Z tego co wiem to ja wcale nie byłam pierwsza i na pewno nie będę ostatnia. On co noc przecież może mieć inną. I ty myślisz, że może chcieć takie coś jak ja? -patrzę na niego z politowaniem. Widzę w jego wzroku, że gadam głupoty, ale ja tam swoje wiem.
-Ty nie wiesz dlaczego się taki zrobił. -na chwilę przerywa, przez co ja chcę go rozszarpać na strzępy, bo mnie tym jednym zdaniem bardzo zaintrygował. -Jeszcze niedawno miał dziewczynę, z którą był cztery lata, ale rok temu zastał ją w łóżku z jakimś facetem. No i to przez nią taki się zrobił. Próbowałem z nim rozmawiać, ale twierdził, że nie robi nic złego. To tak jakby tamta jego dziewczyna powiedziała mu, że przecież nic złego nie zrobiła. I trochę mi go szkoda. -mówi to ze smutkiem w głosie. Widzę, że traktuje go jak przyjaciela, ale nic nie może z tym zrobić. A ja sama dziwię się na jego słowa, bo nie przypuszczałam, że to może być przez jakąś dziewczynę. Cztery lata to przecież bardzo długo.
-Dziękuję. -uśmiecham się do niego, lecz widzę zdziwienie na jego twarzy.
-Za co?
-Za to, że mi to powiedziałeś. -spoglądam na drzwi łazienki, w której aktualnie znajduje się osoba, o której rozmawiamy. Tak patrząc w tamtym kierunku zamyślam się. Może on wcale nie jest taki zły?  Do świata żywych sprowadza mnie świadomość, że nie słychać już szumu wody, co oznacza, że zaraz wkroczy tu Ivan. -Kurde, naprawdę mi się tu u was podoba. -uśmiecham się szeroko do niego. Po tych słowach otwierają się drzwi łazienki, a w nich staje Zaytsev. Bez koszulki! Chyba muszę głupio wyglądać z tą otwartą buzią, ale pal go licho. Chcę jeszcze popatrzeć! Ivan widząc moją minę unosi brew w geście rozbawienia.
-O czym rozmawialiście? -kładzie się na swoje łóżko obok mnie.
-O tym, że to jest nie fair, że wy macie taki świetny pokój, a ja muszę gnieździć się w mojej klitce. -udaję oburzenie i tym sposobem udaje mi się go rozśmieszyć. -No, bardzo zabawne, naprawdę. -patrzę na niego z wyrzutem.
-Jest na to jedna prosta rada. -cieszy się, że wpadł na taki genialny pomysł, a ja patrzę na niego z zainteresowaniem. -Przeprowadź się do nas. -no takiego obrotu akcji to ja się nie spodziewałam.
-No i jak ty to sobie wyobrażasz? Będę spać na podłodze? -pytam go z zawodem w głosie, bo już zaczynał podobać mi się ten pomysł.
-Nie, głupku. Złączymy łóżka i będziemy spać we trójkę. -wtrąca swoje trzy grosze Dragan. Naprawdę zaczynam się poważnie zastanawiać nad tą ofertą, ale jednak dochodzę do wniosku, że oni przecież muszą się wyspać przed treningami i meczem.
-Nawet nie ma mowy. Wy musicie się porządnie wyspać, a nie spełniać moje zachcianki. No, Travica! Idź jużże do tej łazienki, bo ja tu czekając na was umrę z głodu. -mówię z wyrzutem do Dragana.
-No już, już. Więc ja tu was zostawiam samych, gołąbeczki. -dodaje jeszcze udając się do łazienki. Patrzę na niego z politowaniem, a Ivan się tylko uśmiecha.
-Ale ja mówiłem poważnie. -przygląda mi się ze skupieniem Ivan. Z jego oczu mogę wyczytać, że mówi szczerze. Kurde, i co ja mam teraz zrobić?
-Wy przecież z takim grubasem jak ja się nie pomieścicie na dwóch łóżkach. -robię obrażoną minę, przy czym robię aluzję do sytuacji z autokaru. No i ten wariat znowu mnie zaczyna łaskotać! Po chwili szamotania się z nim jakimś cudem znajduję się pod nim, a on opiera się dwoma rękoma tuż przy mojej głowie i spogląda mi w oczy.
-Przecież wiesz, że nie jesteś gruba. Ba! Jesteś strasznym chudzielcem. Wtedy się po prostu z tobą droczyłem. Moglibyśmy oboje spać nawet w jednym łóżku, bo jesteś tak chuda. -patrzy mi prosto w oczy, a na to, co powiedział unoszę brwi w geście "chciałbyś".
-Ja może i tak, ale ty to już niekoniecznie. -wybuchamy oboje śmiechem i w takiej dwuznacznej sytuacji znajdują nas inni siatkarze Lube z Kurkiem na czele, którzy wpadli bez uprzedzenia. I pukania.
-Puka się. -Zaytsev przejął inicjatywę jednocześnie zabierając rękę znad mojej głowy i opierając się już tylko na jednej. Ja też staram się doprowadzić do porządku, nie bardzo wiedzieć czemu poprawiając swoją bluzkę.
-A wy co robicie tutaj sami? -zaczynają dopytywać się siatkarze.
-Nie sami, tylko z Draganem za drzwiami, to raz. A dwa, to my tylko rozmawiamy. -wyjaśniam nowo przybyłym.
-Jaasne. -wywraca oczami Kurek jednocześnie zakładając ręce na piersi.
-Bartuś, ale ty przecież wiesz, że ja kocham tylko ciebie. -podchodzę do niego zalotnie i zarzucam mu ręce na szyi. Widząc jego rozdziawioną minę stwierdzam, że... chyba uwierzył. I wybucham śmiechem a reszta ze mną. Wracam na poprzednie miejsce i widzę, że chyba się trochę obraził. No ale cóż.
-Właśnie rozmawialiśmy o tym, żeby Ewa przeniosła do nas swoje rzeczy, bo nie podoba się jej u niej w pokoju. Chcemy z Draganem złączyć łóżka, ale ten uparciuch się nie zgadza. -kieruje na mnie swoje wymowne spojrzenie, na co ja tylko się do niego niewinnie uśmiecham.
-No właśnie, a co on robi tyle czasu w łazience? -podchodzę do drzwi, pukam w nie lekko i nastawiam ucho, aby coś usłyszeć. Odpowiada mi tylko cisza. Więc ja przyklejam ucho do drzwi, bo nie chcę ot tak zwyczajnie tam wejść. Rozumiem co to prywatność. Ale tamci już nie... Podczas gdy ja dalej stoję w takiej pozycji jeden z tych idiotów szarpie za klamkę, przez co ja nagle wpadam do środka, mało co nie upadając na podłogę. Na szczęście jakimś cudem w porę zdołał mnie złapać Dragan, który nawiasem mówiąc stał teraz tylko w samym ręczniku przepasanym na biodrach. Z pokoju dochodzą odgłosy głośnego śmiechu i gwizdów. Odwracam się do nich i rzucam im mordercze spojrzenie.
-Mogłaś po prostu poczekać jeszcze ze dwie minuty i sam bym wyszedł. Tak bardzo się za mną stęskniłaś? -uśmiecha się do mnie promiennie Travica, przez co miękną mi trochę kolana. Dobrze, że przynajmniej mnie jeszcze trzyma.
-Ci idioci mnie wepchnęli. -staram się nie jąkać. Bo bądź co bądź, widok takiego siatkarza i to w dodatku prawie nagiego robi wrażenie. 
-Nie idioci tylko Kurek. -wyjaśnia szybko Ivan.
-Czyli na jedno wychodzi. -śmieje się Kovar, a reszta mu wtóruje poza samym zainteresowanym. I teraz dzieje się coś niespodziewanego, bo Dragan zatrzaskuje za nami drzwi i przekręca w nich klucz. Tak jakby wcześniej nie mógł tego zrobić! I w taki sposób znajdujemy się tylko we dwoje, odcięci od świata, w zaparowanej łazience. Nie bardzo wiem, co on teraz zamierza, ale szybko się dowiaduję, bo sadza mnie na szafeczce przy umywalce, a sam staje naprzeciwko mnie jednocześnie trzymając mnie z tyłu za plecy. Patrzę na niego niedowierzając w to, co widzę. A on się do mnie uśmiecha tak, jak tylko on to potrafi. W tym momencie cieszę się, że siedzę a nie stoję, bo padłabym z wrażenia. Nie zauważając, że wcześniej opadło mi jedno ramiączko bluzki, Dragan nachyla się do mnie i całuje mnie w obojczyk. Jezus Maria! Czy to jest ten sam Dragan? Nikt go nie podmienił podczas kąpieli? Na moje policzki wkradają się dwa wielkie rumieńce.
-Wybacz mi, słońce, ale chciałbym się jednak ubrać. -odwraca się ode mnie, otwiera drzwi i przepuszcza mnie w drzwiach. Ja tylko przytakuję głową i wychodzę do reszty bandy. O, matko...
-Uuu, a co się tak zarumieniłaś? -pyta ze śmiechem Kovar.
-Parno tam było. -odpowiadam nie patrząc nikomu w oczy i wychodzę z ich pokoju kierując się jednocześnie do swojego. Szybko wpadam do łazienki i przemywam twarz zimną wodą, która i tak niewiele pomaga na moje rozgrzane policzki. Powoli siadam na łóżku i zaczynam tępo wpatrywać się w jeden punkt. Jednak przerywa mi to pukanie do drzwi. Odpowiadam cicho "proszę", a do pokoju ładuje się Zaytsev i siada obok mnie.
-Wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła. -pyta mnie z troską.
-Tak. Chyba tak... -odpowiadam, lecz widzę, że go tym nie przekonuję. -Jaki tak naprawdę jest Dragan? -zaskakuję go tym pytaniem, ale bardzo chcę wiedzieć.
-Nieprzewidywalny. -uśmiecha się pod nosem, a ja kiwam głową na znak, że się z nim zgadzam. -Dobra, jesteś gotowa? Bo przepadnie nam kolacja. -wstaje, uśmiecha się do mnie i podaje mi rękę, aby pomóc mi wstać. Z wdzięcznością chwytam za nią i daję się poprowadzić, nie zamykając pokoju. Widzę jak z drugiej strony korytarza z pokoju chłopaków wychodzą siatkarze. Idąc na stołówkę Dragan puszcza do mnie oczko, na co ja znowu się rumienię. Niech go licho... Siadam z Ivanem i z paroma innymi graczami, a przy drugim stole rozsiedli się: Dragan, Kurek wraz z Kovarem i jeszcze paru innych. Kolacja jest smaczna, a przy naszym stole nie brakuje tematów do rozmów. Z tego co widzę przy sąsiednim również. Mogę się założyć, że coś knują, ale nie będę zabierała sobie przyjemności jedzenia i nie będę zwracać na nich uwagi. Podczas gdy ja jestem jeszcze w połowie dania ludzie z tamtego stolika wstają i wymieniając się porozumiewawczymi spojrzeniami wychodzą z pomieszczenia.
-Nie uważasz, że oni coś kombinują? -pytam się Ivana konspiracyjnym głosem. Lecz ten się do mnie tylko szeroko uśmiecha i znowu zabiera się za jedzenie. No na niego to nie można liczyć... Jakoś przeszła mi ochota na dalszy posiłek, więc przepraszając wszystkich wstaję od stołu i opuszczam stołówkę. Moim śladem podąża Zaytsev, który jeszcze w biegu kończy pić swoją herbatę. Toż mógł w spokoju jeszcze ją dopić, a nie za mną lecieć. Na naszym korytarzu już chcę się z nim pożegnać, lecz ten tylko łapie mnie za rękę i prowadzi do siebie. Wychodzą mi marne próby oporu, w końcu daję za wygraną i idę za nim zrezygnowana. Otwiera przede mną drzwi i puszcza przodem. Wchodząc doznaję niemałego szoku. Patrzę na to, co zrobili ci wariaci, potem na Ivana i znowu na to, co oni zrobili. Połączyli łóżka i przenieśli wszystkie moje rzeczy z tamtego pokoju! -Co wyście najlepszego zrobili?! -zaczynam na nich wrzeszczeć. -Przecież oni muszą się porządnie wyspać,, a nie ze mną się użerać! -zakładam ręce na piersi. Ivan podchodzi do mnie i od tyłu przytula, jednocześnie popychając mnie bardziej do środka.
-No nie obrażaj się na nas, bo chcieliśmy, abyś czuła się wśród nas dobrze. I dlatego postanowiliśmy, że nie będziesz spała w tamtej klitce. -fukam na niego, bo z tego co widzę to on też maczał w tym palce. On tylko cmoka mnie w skroń, tak jak wtedy u mnie, a ja już nie mogę powstrzymać uśmiechu, który wypływa na moją twarz.
-Wariaci, pieprzeni wariaci. -kręcę ze zrezygnowaniem głową. Na złączonych łóżkach rozsiadła się ta gromada, która to zrobiła, a my z Zaytsevem się do nich dosiadamy. No i genialny pan Kurek wpada na pomysł, żeby zagrać w butelkę. Na pytania, żeby nie było! Chociaż jakbyśmy grali w rozbieranego to miałabym z każdej strony przyjemne widoki, ale wtedy oczy wszystkich byłyby skierowane na mnie. Więc dobrze jest jak jest. Jeżeli ktoś odmówi udzielenia odpowiedzi ma pójść do trenera Giulianiego i zapytać się czy nie ma przypadkiem pożyczyć pieniędzy, bo mu na flaszkę brakuje. Sroga kara... Więc lepiej odpowiadać i to zgodnie z prawdą. Dziwne jest, że prawie co drugie pytanie butelka zostaje kierowana w moją stronę i muszę odpowiadać... I mogłam się wcześniej założyć, że któryś zapyta się mnie co robiliśmy z Draganem w łazience. Rzucam w kierunku Kurka mordercze spojrzenie, ale nie mogę wymigać się od odpowiedzi. -Pocałował mnie w obojczyk. -mówię jak gdyby nigdy nic i wzruszam ramionami. Na moje szczęście los się do mnie uśmiecha i udaje mi się wylosować Zaytseva, Travicę i Kurka. Ivan twierdzi, że po pięćdziesięciu kobietach w jego łóżku pogubił się w ich liczeniu, Dragana rodzice kiedyś zapomnieli o nim na trzy dni i sami wrócili z wakacji (nie odzywał się potem do nich przez tydzień), a Bartek po tym, jak zdał maturę poszedł z kolegami się napić i ci wmówili mu, że nic takiego nie miało miejsca to ten rozbeczał się jak małe dziecko. Aż mi łzy lecą ze śmiechu, gdy słyszę te historie. Dobrze, że żaden z nich nie wypytuje się mnie o moją przeszłość. Chłopcy zaczynają się rozchodzić i w pokoju pozostaje nasza trójka.
-Ewa, wiesz, ja chyba skorzystam z twojego pokoju, bo obiecałem, że zadzwonię do Olgi. -mówi Travica, a ja mu przytakuję głową, że się zgadzam. Ten wychodzi z laptopem w ręku, Ivan idzie się wykąpać, a mi zostaje czarna robota, czyli rozścielenie łóżek. No i w tym momencie rodzi się problem: są dwa łóżka a trzy prześcieradła. Dobra, jedno odłożymy. Ale to samo jest z kołdrami! Jak będą tylko dwie to jeden zabierze jedną, drugi drugą a ja, że będę leżeć pośrodku, zostanę z niczym. Muszą być trzy kołdry, nie ma bata! Ivan wychodzi z łazienki i już ja mam wchodzić, gdy wraca Dragan. -Mam lepszy pomysł. Z Olgą przełożyliśmy rozmowę na później i ja nie chcę wam przeszkadzać, więc zabieram swoją pościel i rzeczy do twojego starego pokoju. -już otwieram buzię, bo chcę zaprzeczyć, ale ten uwija się tak szybko, że tylko całuje mnie w policzek i już go nie ma.
-Wiesz, że Dragan zrobił to specjalnie, prawda? -pyta mnie Zaytsev nie podnosząc wzroku znad czytanej przez niego książki.
-Ma jutro przewalone. -stwierdzam ze stoickim spokojem i idę do łazienki. Biorę prysznic i lekko podsuszam włosy, ale nie za bardzo, bo nie chcę aby z moich loków zrobiło się siano. Narzucam na siebie letnią piżamę, w sensie krótkie spodenki oraz bluzeczkę na ramiączkach i wychodzę z łazienki. Zaytsev w końcu odrywa się od swojej książki i patrzy się na mnie. Rozmarzonym wzrokiem...
-No nie wiem, mam może założyć długi dres, abyś się tak na mnie nie lampił? -zadaję mu pytanie retoryczne.
-Nie, nie, nie. Tak jest w sam raz. -uśmiecha się w moją stronę. Jak to mawiał mój ostatni chłopak: "Pobudza zmysły. I nie tylko." Przewracam oczami i ładuję się pod kołdrę.
-Wiesz, jednak bez Dragana jest tu wygodniej. -szczerzę się do niego. I w tym momencie jestem nawet mu wdzięczna. Ten odsyła mi również uśmiech i dalej pogrąża się w ciekawej lekturze. Ja przewracam się na bok, kładę się twarzą do niego równocześnie wlepiając w niego wzrok. I myślę. Po chwili zauważa to.
-Dlaczego mi się tak przyglądasz? -pyta zaciekawiony.
-Właśnie się nad czymś zastanawiam. Obok ciebie leży półnaga dziewczyna, a ty czytasz książkę. Więc nasuwają mi się tylko dwa wnioski: albo z kimś jesteś, ale to raczej nigdy nie sprawia problemu, albo jesteś gejem. -śmieję się pod nosem z własnych myśli. Sam rozbawiony zamyka książkę, odkłada ją na stolik nocny i gasi lampkę. Również kładzie się bokiem, czyli do mnie przodem, ale w odróżnieniu ode mnie podpiera się na ręce.
-Więc chcesz, abym się teraz na ciebie rzucił? -pyta z błyskiem w oku i drugą ręką zaczyna delikatnie muskać moje nagie ramię.
-Może niekoniecznie to, ale wszystko jest lepsze od świadomości, że jestem zbyt mało atrakcyjna, aby kogoś sobą zainteresować i ten woli czytać książki. -parskam śmiechem, choć w duchu jest mi trochę przykro.
-A idź ty, głuptasie. -ręką zakłada mi kosmyk moich niesfornych włosów za ucho. -Uwierz mi, że mam teraz na ciebie wielką ochotę, ale... Ale nie chcę naciskać. -patrzy w moje oczy z ogromną szczerością w swoich. -Wiem, że źle zaczęliśmy, ale już niestety tego nie zmienię. -na chwilę zapada pomiędzy nami cisza, bo trawię to, co on właśnie do mnie powiedział.
-Wiesz co, to chyba jeden z najbardziej zwariowanych dni w moim życiu. -przyznaję szczerze z uśmiechem na ustach. -Tyle się rzeczy dzisiaj wydarzyło, że nie sposób to ogarnąć. Z rana nachodzisz mnie ty, z kwiatami, których nie cierpię. Później rozpoczynam pracę wśród stada wielkoludów, którzy w ciągu jednego dnia stali się dla mnie jak rodzina. No i jeszcze wy...
-Co my? -pyta z zaciekawieniem, bo na chwilę zrobiłam pauzę.
-Ty, Dragan i chyba ten głupol Kurek staliście się moimi przyjaciółmi. A w dodatku leżę sobie tutaj, obok ciebie, w podwójnym łóżku i rozmawiam z tobą, jakbyśmy znali się wiele lat. Fajnie mam. -sama cieszę się z tego, co powiedziałam. Bo powiedziałam prawdę. -Może idź już spać, bo jutro macie dwa treningi i nie będziesz mógł się na boisku odbijać. -przyznaję z lekką niechęcią, ale wiem, że robię słusznie.
-Chyba masz rację... A więc do jutra. -uśmiecha się do mnie, a ja mu odpowiadam tym samym.
-Do jutra. -przewracam się na drugi bok i... I nie mogę zasnąć. Ciągle patrzę się w okno. Nie wiem czy zrobiłam dobrze kończąc tę rozmowę, bo to mogła być jedyna taka okazja, aby wszystko sobie powiedzieć. Już się nie dowiem. Przymykam więc oczy, bo może chociaż to pomoże mi zasnąć. I nagle czuję jak Ivan od tyłu się do mnie przytula. Obejmuje mnie w talii swoimi wielkimi rękami, a ja kładę swoje dłonie na jego. W międzyczasie składa jeszcze pocałunek na mojej szyi i szepcze mi do ucha: -Ciao bella.


_____
Od razu przepraszam za długość tego rozdziału, ale nie wiedziałam, gdzie można byłoby wcześniej to skrócić. No i przepraszam tak ogólnie. Może on niektórym się nie spodobać. Miałam wczoraj i dzisiaj ogromne zadanie, tak zwane "pisanie pod presją". :D Błagam Was, nie róbcie tego więcej... Oczywiście to bardzo miłe, że interesujecie się moją twórczością, ale zamiast skupić się na samym pisaniu to myślałam: "Boże, oni na mnie liczą. Czekają. Nie mogę ich zawieźć.", no i przez to wyszło to jak wyszło. :P 
Czekam na Wasze komentarze - to motywuje. :)